Walka z 5 kg - dzień czwarty

Waga spada powoli. Jednak mogę powiedzieć, że obecnie walczę już z mniej niż pięcioma kilogramami, ale więcej niż z czterema. Dlaczego? Uświadomię niewtajemniczonych: po rzuceniu palenia na wadze stwierdziłam dodatkowe, nieproszone kilogramy. Oto kolejny dzień mojej walki z nimi.

Dołącz do nas na Facebooku

To strasznie banalne stwierdzenie, ale za każdym razem, gdy się odchudzam, w pewnym momencie uświadamiam sobie, że gubienie kilogramów jest takie trudne z powodu naszego nastawienia. Czyli z powodu tego, co mamy w głowie.

Zawsze mam tak, że jak tylko podejmuje decyzję o odchudzaniu, natychmiast staję się śmiertelnie głodna. I to uczucie mnie nie opuszcza dopóki albo nie skończę z dietą, albo nie odbędę sesji autoterapeutycznej, na której posłucham swojego ciała, przeanalizuję, jak naprawdę się czuję i czy głód jest prawdziwy czy urojony.

Bo jak się nastawię pozytywnie do diety, pomyślę o tym, że ona ma pomóc mi oczyścić organizm, odtłuścić, że jest moim sprzymierzeńcem, to jest mi znacznie łatwiej. Nie rozumiem jednak, dlaczego muszę takie pozytywne nastawienie do diety i odchudzania wyrabiać w sobie za każdym razem...

Wszystko zaczyna się od głowy...

I właśnie dzisiaj taką sesję sobie zrobiłam. I od razu mi lepiej. Ale zaczęło się od porannego ważenia, na którym waga pokazała, że kolejne 300 gramów mi ubyło. Więc zmieniła się teraz moja waga z 68,9 na 68! Mam motywację.

Na śniadanie dostarczone do pracy razem z pozostałymi posiłkami przez dietety.com jest kanapka z serem białym, pomidorem i bazylią (350 kcal). Powiem szczerze, że nie lubię kanapek przygotowanych kilka godzin wcześniej, bo pieczywo rozmięka pod wpływem wilgoci, pomidor więdnie, podobnie zresztą bazylia. Zamykam oczy i zjadam kanapkę. Niezbyt smaczne śniadanie postanawiam sobie zrekompensować pyszna kawą, którą można kupić w naszym biurowcu. Najbardziej lubię latte z karmelowym syropem. Więc sobie myślę tak: wezmę latte z chudym mlekiem i z syropem (jest go przecież odrobina), a zrezygnuję z podwieczorku... Nie wiem, ile kalorii ma ta kawa (posłodzona dodatkowo dwiema łyżeczkami cukru), ale jest tak pyszna, że chciałabym, żeby mi ja podali spełniając moje ostatnie życzenie przed egzekucją. Jeśli miałoby kiedyś do niej dojść rzecz jasna...

Drugie śniadanie to sałatka z kurczakiem (340 kcal), która oprócz kurczaka ma w sobie seler naciowy, cebulkę i chyba odrobinę jogurtu z kropelką majonezu... Całkiem, całkiem. Ferwor w pracy nie pozwala mi myśleć o jedzeniu, a jednak, gdy zaczynam o nim myśleć, to od razu sobie powtarzam, że przecież niebawem mam obiad i mój organizm się cieszy, że się odchudzam, że to jest dla mnie dobre i wizualizuję sobie brak wystającego brzucha oraz szczuplejsze uda i pupę. Pomaga.

Na obiedzie jednak jakoś specjalnie się nie najadam, bo jest jedynie ryba w ziołach z duszonymi warzywami (280 kcal). Niestety większość tych warzyw stanowi brukselka, której szczerze nienawidzę. Pożeram rybę, resztki innych warzyw, a brukselka ląduje w śmietniku. No nic, mam przecież za trzy godziny podwieczorek, myślę sobie, ale zaraz niestety sobie przypominam, że przecież z podwieczorku muszę zrezygnować, bo wypiłam kawę z syropem karmelowym. Odrzucam myśl o podwieczorku, postanawiam jak Scarlett Ohara pomyśleć o tym jutro (tzn. za trzy godziny).

Jeśli ktoś się zastanawia, czy pożarłam deser , czy nie (malinowa pianka budyniowa - nie wiem, prawdę mówiąc co to było, ale miało 225 kcal), to powiem od razu. Jestem osobą bez charakteru i zjadłam ten deser. I na dodatek dopchałam jabłkiem... Bo prawda jest taka, że nie wolno na diecie pić nawet kropelki syropu karmelowego. Bo on ma wysoki indeks glikemiczny (opowiem o nim w następnym odcinku) i powoduje, że bardziej odczuwamy głód.

Na nic zdały się sesje terapeutyczne przeprowadzane z samą sobą. Zjadłam kolację , na którą na dodatek była zapiekanka makaronowa z cukinią, bakłażanem i brokułami oraz pomidorem (290 kcal). Na szczęście było jej tak niewiele, że znowu poszłam do łóżka głodna. Zwłaszcza, że sałatkę zjadłam przed pięcioma okrążeniami w Łazienkach (każde liczy 2 km). Po bieganiu mogłam jedynie się napić herbaty, bo wyrzuty sumienia z powodu syropu karmelowego nie pozwoliły na podjadanie. Jednak prawdziwą klęskę poniosę w weekend.

Dietetyczne danie na zawołanie!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.