Myślisz o tym, żeby zmienić nawyki i zacząć jeść zdrowo? Chciałabyś schudnąć kilka kilogramów? A może po prostu chcesz oczyścić organizm z toksyn i na dobre zadbać o siebie? Bez względu na to, co sprawia, że rozważasz opcję "dieta oczyszczająca", warto rozważyć wariant wyjazdowy. Dlaczego? Po pierwsze: podczas detoksu nie będzie wokół ciebie wielu pokus w postaci kawy z koleżanką czy lampki wina z ukochanym. Po drugie: zwykle na samym początku dokuczają bóle głowy i brakuje nam sił, zatem oczyszczanie podczas urlopu z dala od pracy i codziennych, domowych obowiązków to dobry pomysł. I po trzecie: czy nie należy ci się tydzień tylko dla siebie? Opcji jest wiele: ośrodki na Mazurach, w górach, nad morzem. W zależności od tego, co lubisz najbardziej, znajdziesz wariant dobry dla ciebie. A jesień to dobry moment na to, by wyjechać na kilka dni za miasto, gdzie nauczysz się, jak dbać o siebie.
Żebyś wiedziała, czego się spodziewać, pojechałam i przetestowałam na sobie. Wybrałam tydzień na Kaszubach (zwykle proponuje się wyjazd dwu tygodniowy). Cena? Wszystko zależy do ośrodka, jaki wybierzesz, apartamentu (ile osób w pokoju, domku itd.), ale zwykle będzie to koszt w granicach 1500-2200 złotych. Oczywiście są bardziej luksusowe opcje, gdzie za tygodniowy wyjazd płaci się 5000 złotych, ale czy nie lepiej za te pieniądze polecieć do Meksyku? A przynajmniej kupić bilety...
A teraz o diecie oczyszczającej, którą ja przetestowałam na Kaszubach:
Możesz wybrać warianty: makrobiotyczna, warzywno-owocowa lub post na płynach. Dużo ruchu w lesie (to ośrodek położony w malowniczym miejscu nad samym jeziorem), zajęć na sali, w siłowni. Możesz też skusić się na masaż, saunę i zapisać do kosmetyczki. Na wykładach dowiesz się, jak zmienić swoje żywienie na zdrowsze. A jak to wygląda w praktyce? Pojechałam i sprawdziłam na sobie.
Wskazówka: Po posiłku nie idź na spacer!
Wstałam o 8.30 i to tylko dlatego, że nastawiłam budzik. Bałam się, że dla takiego mieszczucha jak ja, chatka w lesie może być zbyt dużym szokiem, jeśli chodzi o poziom decybeli na zewnątrz. Okazało się, że wreszcie spałam jak dziecko. Prysznic, obfita porcja kremu - w końcu wreszcie nie trzeba się malować. Jak dbać o siebie, to trzeba iść na całość. Na Kaszubach można się "świecić". Gotowa do boju wyruszam na stołówkę.
Nawet jeśli zdecydujesz się na najtrudniejszy wariant i tak jak ja wybierzesz "Post na płynach" pierwszego dnia twoje posiłki będą przygotowywane według zasad diety warzywno-owocowej dr Dąbrowskiej.
Śniadanie zaczynamy od soku z marchwi - pycha! I choć to dopiero początek, kiedy patrzę na talerz i na to, co dziś trafi do mojego żołądka, już czuję, jak moja skóra nabiera koloru i blasku. Surówka warzywno-owocowa, ciepły barszczyk i gotowane brokuły. Najadłam się tym do syta. Na deser połechtałam moje podniebienie połówką kiwi - odrobina słodyczy musi być.
Wyruszyłam na spacer do lasu. Pogoda nie sprzyja temu, żeby usiąść tam z książką, więc chociaż warto się rozejrzeć dookoła. I tutaj mała wskazówka: jeśli tak drastycznie zmieniamy sposób odżywiania (rezygnujemy z mięsa, nabiału, większości węglowodanów) możemy się spodziewać rewolucji w żołądku przez pierwsze dwa dni. Czytałam na ten temat ulotkę, ale pomyślałam, że ja ze swoim zdrowym odżywianiem, gdzie i tak nie ma większości zakazanych składników, nie odczuję żadnej różnicy. Jeżeli ja odczułam, to panie, które na co dzień jedzą jogurty, serki wiejskie i musli, odczują to jeszcze bardziej. Rada: nie idź na spacer tuż po posiłku, daj sobie czas na to, by zobaczyć, jak twój organizm zareaguje. Ale tak czy siak, noś ze sobą paczkę wilgotnych chusteczek. Na wszelki wypadek...
Wskazówka: Zrezygnuj z ćwiczeń w ciągu dnia, idź na długi spacer wieczorem
Zaczęłam właściwą głodówkę. Nastawiłam budzik na 7.30 i poszłam na grupowe wyciszenie. Wszystkie osoby, które są na poście, zaczynają dzień od wycieczki do lasu. Wybieramy miejsce, gdzie jest mnóstwo brzóz, podchodzimy do drzewa i przytulamy je przez 10 minut. Las pięknie pachnie po deszczu. Zamykam oczy, wsłuchuję się w śpiew ptaków i coraz mocniej wtulam się w brzozę. Nie mam faceta, więc robię to jeszcze czulej...
Na śniadanie dostaję sól glauberską z cytryną i herbatę. Mam to pić na zmianę, aż opróżnię cały dzbanek. Smakowo nie jest takie złe. Siedzę z paniami, które już szósty dzień poszczą. Zgodnie twierdzą, że pierwszy dzień jest najgorszy, bo organizm musi się przestawić. Do tego sól piję się tylko raz. "Nie idź dzisiaj na ćwiczenia i w ogóle przez parę godzin trzymaj się blisko ośrodka". Po kolei wymieniają mi miejsca, gdzie mogę znaleźć toaletę. "Jutro już tak nie będzie. To tylko pierwszy dzień". Mówią, że nie są głodne. Wyglądają zdrowo, ich skóra jest pełna blasku, odżywiona, aż chce się robić to samo, co one.
O 12.00 jest pora na zupę, o 14.00 kolejne spotkanie przy herbacie, a o 17.30 kolacja w postaci 2 porcji pysznych soków. W każdej szklance inna mieszanka, nowy dzień - nowy przepis. Faktycznie, poranna sól mnie wykończyła. Z wywieszonym językiem czekam na zupę. Ale nie jest tak źle. Czuję jak mój organizm się oczyszcza.
Wskazówka: Wykorzystaj pozytywną energię!
Rano wstałam bez budzika. Kolejna noc, kiedy spałam jak zabita. W Warszawie mam ogromne problemy ze snem: ciągle się budzę, wstaje o 5.30 czy 6 rano, choć kładę się spać po północy. Tutaj problem zniknął z dnia na dzień.
Bez kawy, bez garści migdałów, które lubię fundować sobie na śniadanie, czuję się dobrze, mam w sobie dużo energii i choć wczorajszy dzień dał mi w kość, nie jestem osłabiona. Wręcz przeciwnie, czuję się o niebo lepiej niż na co dzień.
Zaczęłam dzień od wyciszenia, później przyszedł czas na rozruch w lesie. Na śniadaniu tym razem obyło się bez soli. Wypiłam dwie szklanki soku wyciśniętego z cytryny dolanego do wrzątku i zjadłam łyżeczkę miodu. Cukier uderzył mi do krwi. Czuję się jak młody Bóg!
Poszłam pobiegać dookoła jeziora. Trasa nie jest długa: 5-6 kilometrów, ale przy poście na płynach większy dystans nie byłby wskazany. Zupę zjadłam ze smakiem. Nie ma nic lepszego niż krem z pomidorów po wysiłku w lesie...
Po kolejnej porcji soku z cytryny i łyżecze miodu znowu czuję, że muszę coś zrobić: połowę trasy biegnę sama, w lesie dołączam do koleżanek i robimy sobie szybki marsz. Jest cudowna pogoda!
Wskazówka: ciesz się zmianami!
"Słyszę ptaki. To prawdziwe?" - znajomi są zaskoczeni, kiedy do mnie dzwonią. Faktycznie domek jest nad samym jeziorem, tuż przy lesie i aż szkoda zabierać ze sobą iPoda na spacer. Nie jestem głodna, aktywnie spędzam każdy dzień. Ośrodek zapewnia tyle różnych zajęć, że jakby człowiek chciał wziąć udział we wszystkich, to byłby zajęty od rana do wieczora. Tym razem skusiłam się na zajęcia na sali - fantastyczna rozgrzewka, kilka fajnych ćwiczeń na wzmocnienie mięśni ud i brzucha oraz genialne rozciąganie. Po popołudniowej herbacie i zastrzyku energii w postaci łyżeczki miodu idę na grupowy marsz. Tempo jest ostre. Sprawdzam swój puls i przy 54 kilogramach traci się ponad 300 kcal podczas godzinnego spaceru.
Zaczynam dostrzegać zmiany:
1. Sen, o którym już wspominałam. W tej materii nic się nie zmienia. Przy ćwierkających ptaszkach i świeżym powietrzu mogłabym spać nawet w ciągu dnia.
2. Opuchnięcia i wzdęcia znikają. Przez ostatnie tygodnie narzekałam na nadmiar wody w organizmie i ogólne wzdęcie. Ciężko było mi wejść w ulubione jeansy. Kiedy wypłukałam z siebie wszystkie toksyny, wszystko wróciło do normy już po trzech dnia. Zostały mi jeszcze dwa do końca.
3. Zmniejszona potliwość. Owszem, kiedy idę biegać wracam mokra. Ale zauważyłam, że stopy ani dłonie w ogóle mi się nie pocą, a często latem mam z tym problem. Myślę, że to kwestia czarnej herbaty i kawy.
Wskazówka: Gadaj o jedzeniu jeśli to ci pomaga
"Dzisiaj w nocy śnił mi się taki kurczak z piekarnika. Cudownie pachniał. Zbliżyłam się do niego i spróbowałam. Aż się obudziłam zdenerwowana z myślą: Przecież ja nie mogę tego jeść!" - opowiada mi koleżanka przy stole, która na poście jest już 9 dzień. Powoli zbliża się do końca. Jeszcze tylko jutro. Ja się czuję dobrze. Wstaję nawet przed poranną rozgrzewką i idę na 40 minutowy bieg dookoła jeziora. Rano mam najwięcej energii więc robię najcięższe rzeczy, po południu będzie pora na spacer.
Idziemy na marsz a la nordic walking. Przez całą drogę rozmawiamy o jedzeniu i co dziwniejsze: alkoholu. Zgodnie stwierdzamy, że teraz w ogóle nie mamy ochoty się napić, ale jakoś dziwnym trafem przez pół drogi rozmawiamy o ulubionym winie, szampanie, piwie i drinku. Każda rzuca jakiś ciekawy pomysł dla reszty do spróbowania w przyszłości. Ładny detoks.
Wskazówka: pamiętaj o rozsądnym wyjściu z postu
Czuję się świetnie, nic dziwnego na poście byłam tylko 5 dni. Gdybym tylko mogła zostać tu dłużej, na pewno chciałabym kontynuować post jeszcze przez kilka dni. To mnie bardzo wyciszyło. Widzę jednak, że jeśli prowadzi się bardzo aktywny tryb życia, lepiej nie przeciągać tego powyżej 10 dni. Moje koleżanki mówią, że czują się świetnie, ale widzą spadek energii podczas spacerów i innych zajęć ruchowych. Jeśli to twój pierwszy raz, nawet lepiej byłoby zacząć od diety warzywno-owocowej, przy której i tak możesz stracić kilka kilogramów.
Przy wychodzeniu z postu należy pamiętać o jednym: organizm przyzwyczaił się do minimalnej ilości pokarmu, więc kilka dni powinno się jeść wyłącznie warzywa i owoce. Z czasem warto dodać gotowane mięso, rybę, nasiona, orzechy. Nigdy nie urządzaj postu na własną rękę, zawsze skonsultuj się z lekarzem, a najlepiej wyjedź z dala od miasta jak ja, gdzie nie będzie pokus i stresu. To bardzo ułatwia sprawę. I czy może być coś lepszego niż poszczenie w miłym towarzystwie? Tutaj przy stole masz cudowną grupę wsparcia na lepsze i gorsze momenty.
Z perspektywy czasu: zawsze warto oczyścić organizm. Jednak "oczyszczanie" nie musi się równać "piję wodę i soki warzywne". Tak ostre posty wiążą się z różnego rodzaju niebezpieczeństwami:
- chudniesz, ale jednocześnie spowalniasz metabolizm, co na dłuższą metę wcale nie okaże się pomocne dla sylwetki,
- czujesz się lepiej, zdrowiej, ale brakuje ci energii, zatem nie jesteś w stanie aktywnie uprawiać sportu i po dłuższym detoksie trzeba przynajmniej kilku dni na powrót do formy
Jednak oczyszczenie organizmu to świetna sprawa dla każdego, a szczególnie dla tych osób, które do tej pory nie odżywiały się do końca tak, jak powinny i chcą na dobre zmienić nawyki żywieniowe. Ja osobiście sugeruję jednak inne rozwiązanie: Zrezygnuj z cukru, soli, kawy, czarnej herbaty, alkoholu, mięsa i nabiału na kilka dni. Jedz głównie warzywa, owoce, nasiona, pij herbaty ziołowe. Po trzech, czterech dniach włącz do diety kasze, brązowy ryż potem chudy nabiał i białe mięso. Poczujesz ogromną różnicę!