Mały trener osobisty

Posiadanie dzieci jest nie tylko lekcją cierpliwości i miłości. Jest także niewiarygodnie skutecznym treningiem!

Trener osobisty. Marzenie każdego, kto chce rozprawić się z nadwagą i kiepską kondycją. Często mobilizuje, a czasem zmusza do wysiłku, nagradza dobrym słowem, zdarza mu się na ciebie krzyknąć, gdy się lenisz. Ma niemal same zalety, poza jedną - jego czas jest kosztowny. Zaraz, zaraz, czy przypadkiem nie mieszkasz z jednym z trenerów osobistych pod jednym dachem? Tak, chodzi o twoje dziecko! Przypomnij sobie, ile kilometrów pokonujesz po domowym parkiecie w poszukiwaniu ukochanego misia lub szmatki do wytarcia rozlanego soku. Ile skłonów i przysiadów musisz zrobić żeby pozbierać porozrzucane zabawki i ile kilogramów dźwigasz tuląc w ramionach malucha. Zacznij myśleć o swoim dziecku, jak o doskonałym trenerze indywidualnym, dla którego wystarczającym wynagrodzeniem będzie czas spędzony z tobą.

Dzieci - niewyczerpane źródło energii Jakiś czas temu w angielskiej telewizji pojawił się wyjątkowy program. Wzięli w nim udział zawodowy sportowiec i kilkulatek. Dziecko "puszczono" swobodnie, a zadaniem sportowca było robić to, co robiło dziecko. Razem więc biegali, wspinali się, skakali i turlali po podłodze. Jaki był efekt tego eksperymentu? Atleta padł z wyczerpania, a malca nadal rozpierała energia. Czy to możliwe? Czy prawdziwy sportowiec nie może dotrzymać kroku dziecku? Zgodnie ze zdaniem jednej z najbardziej wytrenowanych atletek na ziemi - Kerryn McCann, australijskiej utytułowanej biegaczki i matki dwójki dzieci - to prawda! Chociaż Kerryn ma na koncie start w Igrzyskach Olimpijskich i zwycięstwa w wielu biegach na dystansie 10 i 42 km, pojawienie się w jej życiu dzieci, udowodniło, że zmęczenie po treningu jest niczym wobec totalnego wyczerpania, jakim kończy się całodzienna pogoń za dziećmi. "Wieczorami, gdy udawało mi się na moment usiąść spokojnie, miałam ochotę już nigdy nie wstać z fotela, ale wiedziałam, że za chwilę będę musiała wykąpać dzieci, umyć im zęby i poczytać na dobranoc" - mówi sportsmenka. Kerryn, jej syn Benton i córeczka Josie zawsze byli w ruchu. Bawili się w ogrodzie, urządzali wyścigi, turlali się po trawie lub tarzali na workach wypełnionych ziarnami fasoli. Benton regularnie grał w futbol i koszykówkę, często prosząc mamę o wspólne ćwiczenie techniki w przydomowym ogródku. Kerryn często rozstawiała trampolinę, zabierała dzieci na długie spacery po plaży lub na huśtawki do parku. "Gdy biegałam w maratonie, kryzys przychodził zwykle ok. 35 kilometra. Łapały mnie wtedy kurcze łydek, a każdy krok stawał się bolesny. To niewiarygodne, ale czasami, po zabawie z dziećmi pojawiało się takie samo uczucie" - mówi atletka. "Zajmowanie się dziećmi nie jest oczywiście aż tak dużym wysiłkiem jak udział w maratonie, ale za to musiałam być cały dzień na nogach, a nie tylko 2 i pół godziny. Po całym dniu marzyłam jedynie o tym, żeby usiąść".

Jak to się dzieje? Kilkulatek, o masie 3-5 razy mniejszej od masy swojej mamy i zjadający niecałą połowę tego, co ona, potrafi spalić w czasie aktywnego dnia ponad 1000 kcal. Naturalna potrzeba ruchu u dzieci jest zupełnie inna niż u dorosłych. Inny też jest jej schemat. Dorośli ruszają się mniej i są przystosowani do wykonywania długich, ale nieintensywnych wysiłków, po których muszą dość długo odpoczywać. Dzieci natomiast na zmianę, albo ruszają się bardzo szybko i energicznie, albo odpoczywają (krótko!). "To dlatego, próba dotrzymania kroku dzieciom musi skończyć się kondycyjną katastrofą dorosłych" przekonuje Robin Callister z University of Newcastle w Australii. Kilkulatek, poza potrzebą ruchu, napędzany jest naturalną chęcią poznawania wszystkiego dookoła. To połączenie sprawia, że rozpiera go energia i ani upadek, ani skomplikowana figura zaprezentowana rodzicom ich nie męczy. Dzieciom w wieku między 2 a 5 r. ż. wszystko wydaje się fascynujące i warte zainteresowania. Dlatego nie wahają się podjąć wysiłku, aby wspiąć się na regał, czy próbować dogonić kota. Jednocześnie brak im poczucia przestrzeni i odległości. Wszystko chcą zrobić natychmiast, nie zastanawiając się nad konsekwencjami swoich działań. Dorośli natomiast, zanim coś zrobią, zwykle analizują sytuację i próbują znaleźć najlepsze rozwiązanie. To powoduje, że szybciej się męczą. "Udowodniono, że wysiłek wydaje się łatwiejszy, gdy odwróci się od niego swoją uwagę" przekonuje John Cheetham, psycholog. To właśnie może być sekretem niekończącej się energii dzieci.

Zabawa = trening? Kerryn była u szczytu formy, gdy urodziła syna. Była przekonana, że biegając tylko (!) 200 km tygodniowo, nie przesypiając nocy i zajmując się niemowlakiem, a później maluchem musi stracić formę. Tymczasem okazało się, że jej wydolność wzrosła, co bezdyskusyjnie udowodniły osiągane czasy - o 8 minut skrócony rekord życiowy w maratonie i o 6 minut czas rekordu życiowego półmaratonu. Kerryn twierdzi, że to zasługa jej syna.

Masz dzieci? Więc i ty możesz dzięki nim poprawić kondycję. Po prostu zajmuj się nimi, towarzysz im w zabawach, a zamiast je ograniczać (nie biegaj, bo się spocisz), bądź kreatywna i sama prowokuj aktywne zabawy w domu i na świeżym powietrzu. Spróbuj i przekonaj się, że dzięki temu będziesz sprawniejsza i szczęśliwsza.

Dołącz do nas na Facebooku

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.