Dieta. Ile kalorii ma to, co jesz? Mniej, niż myślisz

Paczka orzechów ma o wiele mniej kalorii, niż podano na etykiecie. Producent jej jednak nie zmienia, bo ten system liczenia kalorii stosują wszyscy. Zmiana musiałaby nastąpić na całym świecie.

Artykuł pochodzi z magazynu Tylko Zdrowie . Do kupienia w środy z Gazetą Wyborczą.

Tylko ZdrowieTylko Zdrowie Fot. Tylko Zdrowie

Artykuł pochodzi z magazynu Tylko Zdrowie . Do kupienia w środy z Gazetą Wyborczą.

Kto z nas przynajmniej raz życiu nie sprawdzał kaloryczności jakiegoś produktu? Zawdzięczamy to amerykańskiemu chemikowi Wilburowi Atwaterowi, który w XIX w. jako pierwszy wprowadził obecny sposób obliczania kalorii. System ten był tylko nieznacznie modyfikowany od tamtego czasu.

Jak to działa?

W skrócie: uczeni wkładają porcję jedzenia do urządzenia zwanego kalorymetrem, spalają je i sprawdzają, ile uwalnia ciepła. Ciepło jest absorbowane przez wodę - jedna kaloria to porcja energii potrzebna do podniesienia temperatury grama wody o jeden stopień Celsjusza.

Kiedy specjaliści mówią o kaloriach, w rzeczywistości mają na myśli kilokalorie - jedna kilokaloria to odpowiednik tysiąca kalorii. I to są wartości, jakie można zobaczyć na etykiecie produktu.

Okazuje się jednak, że wyliczenia przeszacowują liczbę kalorii, szczególnie w odniesieniu do produktów białkowych , bogatych w błonnik oraz orzechów. Nawet o 25 proc.! - To ma szczególne znaczenie dla osób będących na wysokobiałkowej i wysokobłonnikowej diecie oraz dla cukrzyków, którzy muszą ograniczać przyjmowanie kalorii z węglowodanów - mówił "The New York Times" Geoffrey Livesey, szef brytyjskiej firmy Independent Nutrition Logic.

Dorosła osoba, która ma zalecone spożywanie 2 tys. kalorii dziennie i jest na niskowęglowodanowej diecie, może w rzeczywistości spożywać ich aż kilkaset mniej, niż powinna.

10 faktów o wodzie, o których nie miałeś pojęcia

Szacunki dotyczące zawartości kalorii w śmieciowym jedzeniu zawierającym przetworzoną żywność bogatą w węglowodany są bardziej dokładne. Sposób Atwatera jest dość precyzyjny, kiedy mówimy o produktach łatwostrawnych - cała zawarta w nich energia jest dostępna dla ciała. Jednak w ostatnich latach uczeni zaczęli zdawać sobie sprawę, że pewne produkty podczas procesu trawienia "tracą" część swoich kalorii - ciało ich nie wykorzystuje, bo musi wydatkować własne kalorie, by się do tych produktów dobrać. Dlatego nie powinny się one liczyć.

Mięso czy orzechy są trudniejsze do strawienia niż węglowodany. Są też produkty, które nie ulegają całkowitemu strawieniu, są wydalane i organizm też traci porcję zawartych w nich kalorii. Naukowcy od dawna biorą na to poprawkę, ale zbyt małą.

Pomiary kaloryczności najbardziej zawodzą w kwestii orzechów. Podaje się, że garść migdałów (około 30 g) to około 170 kcal, ale w rzeczywistości jest to 120 kcal.

Niektóre firmy zastanawiają się nad wprowadzeniem zmian na etykietach. A dlaczego jeszcze tego nie zrobiły? Bo XIX-wieczny system jest powszechny, zmiana musiałaby zajść na całym świecie.

Wielu ludzi liczy kalorie, wierzy w taki dietetyczny reżim. W ich diecie liczy się każde 50 kcal. Wyniki badań dowodzą pewnej bezsensowności takiego działania. Najważniejsza jest zdrowa, zbilansowana dieta bogata w warzywa. I nieprzejadanie się.

Zobacz wideo

Partner - materiał

zobacz wybrane produkty

Więcej o: