Kiedy jesteś na diecie , powinieneś ograniczyć spożywanie napojów wyskokowych. Słyszysz to pewnie od każdego. Jest w tym dużo prawdy. Alkohol to mnóstwo kalorii. Jednak gdy prowadzisz zdrowy tryb życia, dużo ćwiczysz, nawet jesteś na diecie, możesz pić niewielkie ilości alkoholu. Ważna, aby zachowywać umiar i zawsze robić to z głową.
O krok dalej poszli Gardener Jameson i E. William. Dietetycy opracowali nowy rodzaj diety. W publikacji z 1964 roku o wiele mówiącym tytule "The Drinking Man's Diet" -"Dieta człowieka pijącego" - przedstawili sposób żywienia, który zakłada codzienne spożywanie alkoholu.
Zacznijmy od tego, że Jameson i William proponowali ograniczyć spożycie węglowodanów do około 60 gram na dobę. Podstawą diety niskowęglowodanowej jest skrupulatne liczenie węglowodanów. Głównym źródłem energii, którą dostarczamy wraz z jedzeniem są białka i tłuszcze. To nic nowego. Wiele diet na tym się opiera - choćby dieta Kwaśniewskiego czy Atkinsa. Nowością jest dopuszczenie do spożycia alkoholu, którego wszystkie pozostałe diety zabraniają. Oczywiście, zgodnie z podstawowym założeniem diety niskowęglowodanowej, musimy dokładnie liczyć dawki węglowodanów, które przyjmujemy z alkoholem.
Autorzy diety podkreślają, że powinniśmy pić umiarkowane ilości alkoholu . I tu pojawiają się rozbieżności. Jako "umiarkowane" Jameson i William uważają aż dwie porcje alkoholu w ciągu dnia! W książce znajdziemy takie wytyczne:
Po skończonym cyklu tygodniowym, powtarzamy go od początku. Nie trudno zauważyć, że alkohol, który w założeniu autorów diety, miał uspokajać, łagodzić trudności diety, bardzo szybko może nas uzależnić. Spożywanie alkoholu codziennie może przynieść katastrofalne skutki dla naszego zdrowia, życia prywatnego i zawodowego.
Dieta autorstwa Jamesona i Williama oczywiście może przynieść utratę zbędnych kilogramów. Ale nie jest to w żaden sposób związane z przyjmowaniem dwóch dawek alkoholu dziennie. Jeśli ograniczymy inne produkty spożywcze, możemy schudnąć.
Warto wspomnieć, że w książce "Dieta człowieka pijącego" pojawiają się także informacje niezgodne z powszechną dietetyczną wiedzą. Autorzy twierdzą bowiem, że kalorie z białek i tłuszczy łatwo się spala. Nie odkładają się one w tkance tłuszczowej. To jedynie mit wyssany z palca, nie mający żadnych naukowych potwierdzeń.
To, co proponują dalej, czyli ograniczenie albo wręcz wyeliminowanie z diety pozostałych węglowodanów - czyli choćby tych znajdujących się w warzywach i owocach - może przyczynić się do znaczących niedoborów witamin, minerałów, wszelkich składników odżywczych.
Znacznie rozsądniejsze wydają się być więc inne typy diety niskowęglowodanowej. Choćby dietę Atkinsa.
Dieta Atkinsa w duże mierze opiera się na efekcie ketozy oraz deficytu energetycznego. Jest uboga w węglowodany. Natomiast zawiera dużo tłuszczy i białka. Dzięki temu szybko tracimy na wadze i nie musimy być niewolnikami liczenia kalorii.
Atkins podzielił swoją dietę na cztery fazy. W pierwszej ograniczamy węglowodany do 20 g, w drugiej (po 2 tygodniach) zwiększamy ich ilość do 30-50 g dziennie. Trzecia i czwarta faza opiera się na jedzeniu tylu węglowodanów, aby nasza waga stała cały czas w miejscu.
Niestety, aby dieta Atkinsa miała sens czeka nas jedno ważne wyrzeczenie. Należy zrezygnować nie tylko z węglowodanów, lecz także z alkoholu. Bezwzględnie nie powinniśmy pić napojów procentowych w fazie pierwszej.
Prawda jest taka, że nie ma takiej diety (skutecznej!), w której alkohol byłby pożądany albo przynajmniej mile widziany. To wyłącznie puste kalorie i przede wszystkim poważne obciążenie dla naszego organizmu.