Po co zazwyczaj sięgamy, kiedy w ciągu dnia odczuwamy głód, a nie mamy czasu wyskoczyć na lunch? Najczęściej to baton czy opakowanie chipsów załatwiają sprawę. Dlaczego? Bo są najłatwiej dostępne. Na szczęście ta sytuacja powoli ulega zmianie.
Wydawałoby się, że do zdrowych przekąsek najtrudniej będzie przekonać dzieci w różnym wieku. Dorosłym zależy na tym, by zgubić kilka kilogramów i łatwiej jest ich zmotywować podając różnego rodzaju argumenty dotyczące ich stanu zdrowia. Okazuje się jednak, że na dzieci też jest metoda.
W Mason High School w Cincinnati od wieków stały maszyny wypełnione batonami, ciastkami i chipsami. Pewnego dnia pojawiła się nowa - pomarańczowa. W środku nie było nic innego poza małymi paczkami wypełnionymi po brzegi - marchewkami. Pomysłodawcy nie byli dobrej myśli. Liczyli się z tym, że świeża marchew będzie do wyrzucenia. Ku ich zdziwieniu, okazało się jednak, że to właśnie pomarańczowa maszyna zostaje opróżniona najszybciej. Co przyciągnęło młodzież? Jednym z chwytów było to, że marchewki zostały zapakowane w torebki przypominające te od chrupek i opatrzone podpisem: "Zjedz je tak, jakby to było śmieciowe jedzenie". Podziałało.
Stany Stanami, ale w Polsce zdrowe jedzenie też staje się dużo bardziej popularne.
- W naszym gimnazjum nawet trudno byłoby kupić coś niezdrowego. Pani dyrektor pilnuje, żeby nie tylko na stołówce było zdrowe jedzenie, ale nawet w szkolnym sklepiku - mówi Ewa, uczennica gimnazjum na warszawskiej Sadybie. - Można kupić jogurty, owoce, warzywa czy kanapkę. Dodatkowo panie ze stołówki rozdają nam marchewkę zapakowaną w małe woreczki. Zawsze na to czekamy.
W innych szkołach nie jest aż tak dobrze, ale też sytuacja wygląda coraz lepiej.
- Zawsze do obiadu dostajemy jakiś owoc, a w ramach deseru zazwyczaj jogurt lub świeżo wyciskany sok. Rzadko zdarza się, że to będzie batonik - mówi Kamil, uczeń jednego z najlepszych gimnazjum w Warszawie.
- Moje odczucia są takie: w Polsce jeszcze nie przywiązujemy tak dużej wagi do zdrowej żywności jak zagranicą - mówi 26-letni Piotr, który studiował w Szkole Głównej Handlowej, a także na jednej z brytyjskich uczelni. - W szkole w Londynie były poustawiane maszyny z owocami i orzechami. Z kolei w pracy mamy paczki, gdzie są pokrojone marchewki i ogórki oraz humus. Wszędzie są dostępne pokrojone świeże owoce i jogurty. Mamy też maszyny z dużymi torbami wypełnionymi migdałami, orzechami nerkowca, brazylijskimi, włoskimi i można regulować ile chcemy sobie nałożyć. Poza tym porozstawiane są maszyny, gdzie wkłada się owoce i wyciska sok - opowiada. - Nawet jeśli sięgamy po coś słodkiego, będą to wyroby wyłącznie takie jak ciasteczka owsiane czy czekolada organiczna.
Jak widać wszystko powoli zmierza w dobrym kierunku. Szkoda tylko, że w Polsce dzieje się to tak powoli. Dobrze jednak, że w szkołach coraz łatwiej o marchewkę i owoce.
Chcesz wiedzieć, jak się zdrowo odżywiać?