Co mnie zmotywowało? Być może kilka zdjęć zrobionych podczas treningu, na których zauważyłam wszystkie niedoskonałości.
- Ania, masz na sobie dwie pary spodni. Nic dziwnego, że jesteś niezadowolona - pocieszał mnie Michał Ficoń, mój trener osobisty. Jasne, dwie pary spodni, raczej winko, piwko i świąteczne pierniki. No ale najważniejsze to mieć świadomość nad czym trzeba pracować i wziąć się do roboty.
Jak widać, każdy trener osobisty ma przed sobą ciężkie zadanie do wykonania. Nie dość, że skrupulatnie musi planować treningi każdego ze swoich podopiecznych w taki sposób, by przynosiły efekty i były bezpieczne, to jeszcze trzeba pocieszać, wspierać, motywować, słuchać opowieści o nieudanych randkach i grubych udach. I najtrudniejsze zadanie: namawiać do wykonywania ćwiczeń, których nie lubimy.
- Po co mam iść na wiosła. Nie lubię. Nie możemy tego elementu kardio wymienić na bieżnię? - próbuję się licytować. - Przecież sport to powinna być czysta przyjemność.
- Anka, już na wiosła! Wiesz na czym polega najczęstszy błąd ludzi, którzy regularnie trenują? Robią tylko to, co im dobrze idzie, a rezygnują z tego, co jest ciężkie albo po prostu nowe. Jeśli chcesz się rozwijąć i widzieć efekty, musisz podnosić sobie poprzeczkę coraz wyżej - mówi Michał Ficoń.
I tą prostą ale jakże mądrą wskazówką zakończę mój dzisiejszy wywód...