Teorii na ten temat jest wiele. Przez długie lata na siłowniach czy w klubach fitness namawiano do tego, by pracować na 60-70% według niektórych na 65%- 75% naszego maksymalnego tętna, co w praktyce często oznacza np.: dość wolny bieg czy szybki marsz. Nowe badania wskazują jednak na to, że, jeśli zależy nam na utracie kilku centymetrów pasie czy biodrach, taki trening może nie być wystarczający.
- Zapomnijmy o takich sformułowaniach jak strefa spalania tłuszczu. Owszem, gdy pracujemy w okolicach 65%-75% naszego maksymalnego tętna, to najwięcej kalorii, jakie spalimy podczas treningu, zostanie pobrane właśnie z tłuszczu. Jest to ten rodzaj treningu, który jako główne źródło energii (do pozyskania ATP) pobiera właśnie tłuszcz - mówi Greg Smith, trener osobisty z Londynu.
- Jeśli jednak wprowadzimy nasze szczegółowe dane (wiek, waga, wzrost, płeć) i będziemy ćwiczyć z pulsometrem zauważymy, że ilość całościowa kalorii, jaką spalimy podczas całego treningu, będzie niższa od tej, którą byśmy uzyskali pracując na wyższych obrotach - dodaje.
Dlatego pracując w tzw.: strefie spalania musimy mieć na uwadze, że trening powinien trwać przynajmniej ok. 60 minut i być powtarzany wiele razy w tygodniu.
- Szybsze efekty dostrzeżemy pracując na wyższych obrotach albo stosując taką metodę: najpierw intensywny trening interwałowy, który pozwala nam wejść na bardzo wysokie obroty (np. 45 sec. na 90%-95% HRmax, 1 min - 60% HRmax), a później pozostaniemy przez jakies 15-20 minut na lekkim kardio. W takim zestawieniu pobudzimy nasz metabolizm na tyle intensywnie, że jeszcze długo po treningu będzie spalał tkankę tłuszczową - mówi Greg Smith.