Jeżeli należycie do grupy osób, która generalnie nie przepada za chłodną wodą, a na morsów patrzy się z przerażeniem i uznaniem - wyzwanie podjęte przez Ashley może zmrozić krew w żyłach. Jednak jak sama ochotniczka przyznaje, mimo swojej ogromnej niechęci, przez 30 dni morsowego wyzwania zmieniło się naprawdę wiele.
Najtrudniejszy był pierwszy krok; przemóc się, aby wejść do lodowatej wody jest niezwykle trudny, zwłaszcza dla osób, które normalnie stawiają jednak na dużo, dużo cieplejszą temperaturę kąpieli. Tą osobą była Ashley, która jednak miała wiele argumentów za tym, aby spróbować morsowego wyzwania.
Wiem, że niezliczeni sportowcy, zawodowi i amatorzy, przysięgają na potreningowe kąpiele lodowe, a ja zrobię wszystko, aby uzyskać przewagę w treningu maratonowym. Poszłam więc na kąpiel – właściwie kilka - czytamy na Runners World.
Pierwszą zaletą, która miała Ashley przekonać do lodowej kąpieli był fakt, że taka aktywność ma zmniejszać bolesność mięśni po treningu. Drugą kwestią była potwierdzona przyspieszona regeneracja. Były też pewne obawy - część naukowców uważa, że wyczyn ten powoduje zahamowanie wzrost mięśni. Wszystko też zależy od naszego organizmu oraz... nastawienia. Ashley postanowiła wypróbować kąpiele na własnej skórze. Przez miesiąc udało jej się zorganizować domowe zimne SPA, skorzystać z beczki z lodem oraz udać się do centrum sportowego i tam zażyć przygotowanej zimnej kąpieli.
Po 30 dniach Ashley stwierdziła, że najlepszą opcją była kąpiel przygotowana przez profesjonalistów w specjalnym studiu. Po lodowatym kwadransie, trenerka przebiegła następnego dnia odcinek o długości 7 mil ( około 11,2 kilometra - przyp. red.). Dzień przed kąpielą Ashley miała za sobą bieg na odcinku aż 29 kilometrów! Uczestniczka wyzwania przyznała, że czuła się naprawdę świetnie. Czy doda zimne kąpiele do swojego harmonogramu na stałe? Raczej nie - po ciężkich treningach siłowych taka atrakcja raczej przyjemna nie będzie. Jednak zimna woda w trakcie przygotowań do ważnego biegu sprawdza się bardzo dobrze.