Wdowi garb to schorzenie, które nie dotyczy problemów z garbem kostnym. Niepokojąca zmiana pojawiająca się na naszym karku, nazwana przez specjalistów wdowim garbem to powstała narośl, tzw. tkankowa wyniosłość, w większości składająca się z... tkanki tłuszczowej. Powstaje w okolicy łączenia się odcinka szyjnego z piersiowym. Może jej towarzyszyć wiele nieprzyjemnych objawów. Dlaczego powstaje? Jest kilka przyczyn.
Statystycznie, większość osób cierpiących na wdowi garb to kobiety (co jednak nie oznacza, że nie dotyczy on też mężczyzn). Podstawowym czynnikiem, który wpływa na powstanie wdowiego garbu jest długotrwałe przyjmowanie nieprawidłowej postawy ciała.
Protrakcja głowy, wysunięcie kręgosłupa szyjnego w przód i regularne przeciążanie mięśni i stawów kręgosłupa szyjnego prowokują nagromadzenie tkanek w okolicy podstawy szyi - czytamy na Acusmed.
Na całe szczęście, jest to odwracalny proces - kiedy tylko zauważymy u siebie powstający garb, skonsultujmy się ze specjalistą i zmieńmy przyzwyczajenia. Drugą przyczyną schorzenia jest przewlekła osteoporoza. Niestety w tym przypadku leczenie nie będzie tak skuteczne. Aby mieć właściwe rozpoznanie, koniecznie zwróćmy się do lekarza.
Schorzenie to nie tylko nagromadzona w podanym miejscu tkanka, lecz także przykre objawy, a w tym:
Jeśli naszym problemem jest schorzenie, które wynikło z nieprawidłowej postawy, możemy jemu zaradzić w kilku krokach. Po konsultacji ze specjalistą, dodajmy do codziennej rutyny odpowiednie ćwiczenia. Bardzo ważna jest w tym wypadku systematyczność - wdowi garb nie powstaje z dnia na dzień, niestety to brak naszego wkładu często przez wiele lat. Jakie treningi możemy wykonywać samodzielnie w domu?
Pamiętajmy również, że te dwa ćwiczenia to uzupełnienie fizjoterapii. Lekarz powinien nam zlecić wizyty, a także poinformować o konieczności zmierzenia poziomu poszczególnych hormonów. Według najnowszych badań wdowi garb może być też wynikiem przyjmowania niektórych leków, które zaburzyły naszą gospodarkę hormonalną lub też nadmiarem poziomu kortyzolu, czyli hormonu stresu.