"Projekt ciało" na myfitness.gazeta.pl to cykl poświęcony zdrowemu odżywianiu i aktywności fizycznej. Co tydzień we wtorek znajdziecie nowe materiały.
Pilnowanie diety nie należy do najłatwiejszych zadań na świecie, mimo motywacji i chęci. Czasem łatwiej jest to robić, gdy wiemy, że z naszych żywieniowych grzeszków będziemy musieli "wyspowiadać się" dietetykowi, który oceni przy okazji nasze postępy. Czy jednak warto tylko z tego powodu wydawać pieniądze na wizyty u dietetyków, zwłaszcza gdy obecnie mamy nieograniczony dostęp do dietetycznych przepisów w internecie, aplikacji czy książek? Powiem wam, jak wyglądały moje doświadczenia, bo przetestowałam na sobie kilka powyższych opcji.
Przygodę ze zdrowym żywieniem rozpoczęłam dwa lata temu. Mimo że była aktywna, jeździłam rowerem do pracy, nie brakowało mi czasu także na ćwiczenia w domu, to jednak nie byłam zadowolona ze swojej sylwetki. Postanowiłam trochę schudnąć, więc ostro wzięłam się za samodzielne gotowanie posiłków i pilnowanie kaloryki. Wtedy z pomocą przyszła mi jedna z dietetycznych aplikacji (nie sięgnęłam jednak po ofertę żadnej znanej trenerki), która na podstawie krótkiego testu, moich wymiarów i wyznaczonego celu, dopasowała do mnie zarówno konkretną dzienną liczbę kalorii, jak i spersonalizowane posiłki. To był strzał w dziesiątkę. Potrawy były przepyszne i szybkie w przygotowaniu. Dzięki nim gotowanie przestało być udręką, szukanie pomysłów na obiad odeszło w zapomnienie. Po prostu włączałam aplikację i sprawdzałam, co na dany dzień mi proponuje. Plusem były również alternatywne wersje posiłków, jeśli akurat nie miałam ochoty na konkretne danie lub brakowało mi składników. Do tej pory zdarza mi robić posiłki z aplikacji, co na pewno świadczy na jej korzyść.
Jeśli chodzi o efekty, to były wręcz spektakularne. Dzięki połączeniu diety z ćwiczeniami moje ciało znacznie się wysmukliło, ale to nie wszystko. Najważniejsze było dla mnie to, że wreszcie jadam regularnie, o stałych porach, nie podjadam, a do tego nie mam spadków energii. Byłam naprawdę zadowolona i pewnie do dziś stale korzystałabym z aplikacji, gdyby w pewnym momencie nie okazało się, że cierpię na parę chorób, z którymi tylko dietetyk mógł się rozprawić. Umówiłam się więc na wizytę.
Już jakiś czas temu wspominałam, że okazało się, że cierpię na insulinooporność, a do tego mam problemy z tarczycą. Do tego, przez znaczne ograniczenia tłuszczu w diecie, nieźle zaburzyła mi się gospodarka hormonalna. To wszystko sprawiło, że zaczęłam szukać pomocy u specjalisty. Na pierwszą wizytę do dietetyczki umówiłam się z polecenia endokrynolożki i nie był to dobry wybór. Na "dzień dobry" pani kazała mi zrezygnować z glutenu, nabiału i cukru. Jak się później okazało, decyzja była słuszna, tylko że dieta rozpisana przez tę kobietę zupełnie nie pasowała do mojego trybu życia. Dużym problemem okazała się zaniżona kaloryka, przez którą ciągle chodziłam głodna i osłabiona. Dietetyczka nie wzięła po prostu pod uwagę faktu, że dużo się ruszam. Zaleciła mi m.in. spożywanie na śniadanie koktajli (specjalnych, kupowanych u niej w gabinecie), których kaloryka wynosiła około 200. To zdecydowanie za mało na pierwszy posiłek, po którym miałam jechać na rowerze do pracy, pokonując 15 kilometrów. Kolejny posiłek miałam zjeść dopiero po trzech-czterech godzinach, więc możecie sobie tylko wyobrazić, jak umierałam z głodu. Kolejnym minusem był fakt, że na tej samej wizycie miała dla mnie gotowy plan żywieniowy. Pomyślałam więc, że wcale nie podeszła do mnie indywidualnie, tylko potraktowała jak "kolejny, podobny przypadek".
Nie będę więc ukrywać, że po kilku dniach tej katorgi, rzuciłam tę dietę i umówiłam się do innej dietetyczki, która zrobiła na mnie dużo lepsze wrażenie. Przede wszystkim uważnie przyjrzała się wszystkim moim wynikom badań, które analizowała przez półtorej godziny. Chciała dokładnie poznać mój tryb życia, zadawała mnóstwo wnikliwych pytań. Nie proponowała również płatnych koktajli ani żadnych innych produktów. Pytała mnie także o moje preferencje żywieniowe, zdając sobie zapewne sprawę, że na dłuższą metę nie da się spożywać jedzenia, którego się zwyczajnie nie lubi. Co ciekawe, na tej wizycie nie otrzymałam planu żywienia. Dopiero po kilku dniach dietetyczka przysłała mi go na maila, dołączając ważne wskazówki, o których powinnam pamiętać, np. idąc do restauracji czy odwiedzając rodzinę lub przyjaciół.
Z moich doświadczeń z dietetykami wynika, że niełatwo jest znaleźć odpowiednią osobę, która nie tylko podejdzie od naszego przypadku indywidualnie, a nie taśmowo, ale także nie będzie próbowała na nas dodatkowo zarobić, a przy tym wszystkim weźmie pod uwagę nasze wyniki badań oraz preferencje. Nie będę jednak ukrywać, że wizyta u drugiej dietetyczki bardzo otworzyła mi oczy i ułatwiła późniejsze samodzielne układanie posiłków. Teraz nie muszę ściśle posiłkować się ułożonym przez nią jadłospisem, bo sama już wiem, co mogę jeść, a czego nie powinnam.
Jeśli więc wybieracie się do dietetyka, zwróćcie uwagę na te sygnały ostrzegawcze, przez które powinniście jak najszybciej opuścić gabinet i poszukać innej osoby do ułożenia diety:
Jak już wspomniałam, wizyta u drugiej dietetyczki okazała się być przy okazji wartościową lekcją na temat żywienia w insulinooporności. Dzięki jej instrukcjom już wiedziałam, co jeść, co z czym łączyć, czego absolutnie unikać. Nadszedł więc moment, żeby się nieco usamodzielnić. Nie wykluczało to oczywiście wsparcia w postaci książki dedykowanej osobom cierpiącym na IO. Ta lektura towarzyszy mi do tej pory. Znajduje się w niej wiele pomocnych informacji, a do tego świetne przepisy, z których regularnie zdarza mi się korzystać. Dzięki temu obecnie bez problemu utrzymuję wagę oraz insulinę w ryzach.
Odpowiedź jest oczywiście uzależniona od wielu czynników. Na pewno warto, jeśli cierpimy na różnego typu choroby. W takim wypadku lepiej nie bawić się samodzielnie w układanie jadłospisów, bo można sobie tylko zaszkodzić. Na pewno należy też poświęcić trochę czasu na znalezienie odpowiedniego dietetyka, żeby nie trafić na taką osobę, jak ja za pierwszym razem, a tym samym całkiem się nie zniechęcić i nie poddać. Dobry dietetyk nie tylko da nam gotowy jadłospis, ale także nauczy samodzielnie komponować posiłki i radzić sobie z dietą w czasie wakacyjnych wyjazdów lub wizyt u rodziny.
Jeśli natomiast nie borykacie się z żadną chorobą metaboliczną czy immunologiczną (zawsze to należy sprawdzić przed podjęciem zmian w żywieniu!), a jedynie chcecie się lepiej odżywiać lub pilnować liczby spożytych kalorii, to myślę, że śmiało możecie sobie darować wizytę u dietetyka i posiłkować się dietetycznymi aplikacjami lub książkami. Pamiętajcie jednak, żeby nie ograniczać drastycznie liczby kalorii i nie eliminować z diety ważnych składników odżywczych - białka, węglowodanów i tłuszczów. Wszystkie są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu.