Zrezygnowałam z cukru, glutenu i nabiału. Jak żyć, "nic" nie jedząc?

Jeszcze do niedawna byłam osobą, która mogła jeść czekoladę zamiast każdego posiłku, a jedyny wyjątek była w stanie zrobić dla pizzy. Kochałam cukier i nabiał, a bez glutenu nie mogłam żyć. Coś jednak się zmieniło i musiałam wykluczyć wszystkie ulubione żywieniowe grzeszki. Teraz zdradzę wam, jak sobie z tym radzę.

Wiedza o tym, jak powinno wyglądać prawidłowe i zdrowe żywienie jest powszechnie dostępna i nie jest żadną tajemnicą. Na talerzu absolutnie każdego człowieka powinny znaleźć się potrawy, które są źródłem białka, tłuszczu i węglowodanów. Wykluczenie któregokolwiek z tych makroskładników może niekorzystnie wpłynąć na zdrowie, a w młodym wieku na prawidłowy rozwój. Niestety, w dzisiejszym zabieganym świecie wielu ludzi nie dba o właściwy skład swoich potraw, zastępując je fast foodami czy słodyczami. W końcu, o ile prościej jest złapać słodką bułkę z nadzieniem i popić ją równie słodkim napojem, zamiast przygotowywać złożony i pożywny posiłek. Wiem, co piszę, bo sama taka robiłam i to przez długie lata.

Nie widziałam nic złego w tym, że mogłabym się odżywiać wyłącznie słodyczami, ale z czasem "zdrowy rozsądek" zaczął wygrywać i zamiast czekolady na śniadanie, obiad i kolację, jadłam ją pomiędzy - wydawać by się mogło - "zdrowymi posiłkami". Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że biały ryż, nawet z warzywami, mi nie służy, tak samo jak biała bułka z serem czy codzienna porcja pszenicznego makaronu. Nie wiązałam odżywiania z coraz gorszym samopoczuciem. Byłam wiecznie senna (no ale kto by nie był, gdyby chodził spać o 2. w nocy i zaliczał jedynie 4-5 godzin snu?), było mi ciągle zimno (w pracy przy biurku siedziałam owinięta kocem i marzyłam, by włączyć farelkę, i to nawet latem, ku przerażeniu współpracowników), ciągle bolał mnie brzuch, a do tego tu i ówdzie nieco się zaokrągliłam. To ostatnie nie miało prawa się zdarzyć, bo przecież byłam bardzo aktywna - latem jeździłam na rolkach i rowerze, jednocześnie regularnie ćwicząc w domu - zimą zamieniałam jedynie rolki na łyżwy. Właśnie dlatego postanowiłam przyjrzeć się swojej diecie. No i się zaczęło.

Od lekarza do lekarza

A właściwie się zaczął, bo rajd po gabinetach lekarskich. Musicie to wiedzieć, bo nie radzę wykluczać jakichkolwiek składników ze swojej diety bez konsultacji czy to z lekarzem, czy dietetykiem. Robienie dietetycznych eksperymentów na własną rękę jest bardzo złym pomysłem, o czym też zdążyłam się w życiu przekonać, ale to inny wątek. Tymczasem odwiedziłam lekarzy różnych specjalizacji i wielu dietetyków. Wtedy byłam już na etapie wykluczenia z diety cukru, co akurat polecam każdemu, bo czy wam się to podoba, czy nie, cukier "nie krzepi" i nie jest nam niezbędny do życia w przetworzonej formie i w takich ilościach. Unikałam też już glutenu, choć pozwalałam sobie od czasu do czasu na pizzę (no dobra, bywało, że wjeżdżała na mój stół raz na tydzień). Ale o tym za chwilę. Po wielu badaniach, wśród których nie zabrakło klasycznych w takich wypadkach krzywych glukozy i insuliny, zapadł wyrok - posiłki o niski indeksie glikemicznym i całkowite wykluczenie żywności prozapalnej, czyli cukru, nabiału i glutenu.

donuty
donuty East News

Jak się żyje bez ulubionych potraw?

Okazuje się, że nawet nie tak źle, choć początkowo faktycznie byłam przerażona. Co innego w końcu, gdy sama unikałam pewnych produktów, a co innego, gdy usłyszałam takie zalecenia zarówno z ust lekarza, jak i dietetyka. Konsultowałam to dalej, bo przecież mogli się pomylić i może jednak istnieje dla mnie ratunek oraz nadzieja. Może wystarczy brać tylko leki, uprawiać sporty, a wieczorami można zajadać się pizzą? Nic z tych rzeczy. Przyszedł czas na dietę i okazało się, że da się żyć bez cukru, nabiału i glutenu. Jeśli udało wam się dobrnąć do tego momentu, to teraz zdradzę wam JAK.

Jak żyć bez cukru?

To pytanie słyszę bardzo często i wcale się nie dziwię, że pada z różnych ust. Jak wspomniałam wcześniej, jesteśmy przyzwyczajeni do słodkich przekąsek w ciągu dnia czy słodkich deserów po obiedzie. Nie każdy również zdaje sobie sprawę, że cukier obecnie znajduje się wszędzie. Jeśli myślisz, że ty panujesz nad ilością zjadanego cukru, bo przecież pozwalasz sobie tylko na jednego batonika dziennie, to zacznij czytać składy. Szybko okaże się, że w puszce groszku jest dodany cukier, tak samo w przecierze pomidorowym, który miał być taki zdrowy i eko. Nie będę się tu wymądrzać na temat cukru, bo Doktor Ania (doktor nauk farmaceutycznych, pedagog, ma również dyplom z dietetyki i żywienia człowieka, a także z psychodietetyki, autorka książki "Smart Shopping. Kupuj świadomie, żyj zdrowiej", prowadząca programu "Zdrowo dla odmiany" w stacji Food Network) powiedziała i wciąż mówi o nim wszystko.

No właśnie. Cukrów dodanych może śmiało być ZERO. Tak. Cukrów prostych naturalnego pochodzenia – ułamek całości, bo stawiamy na węglowodany złożone. (...) Nadmiar cukru jest niekorzystny na każdym etapie naszego życia. Zbywamy temat tekstami typu: przecież nic się nie dzieje, przecież jestem szczupła, przecież dziecko normalnie wygląda, nie można sobie wszystkiego odmawiać, przecież tak ładnie prosi - pisała Doktor Ania na swoim blogu. 

Ja tylko dodam, że coraz głośnej mówi się o tym, że cukier w formie przetworzonej jest po prostu trucizną. Nasze organizmy nie zostały stworzone do tego, by radzić sobie z takimi jego ilościami. Efekt? Choroby cywilizacyjne, to jedno, ale cukier powoduje też masę innych dolegliwości, o których nie jest już tak głośno - zaburza układ odpornościowy, przyspiesza starzenie się organizmu, może zaostrzać inne choroby, wśród których jest np. astma.

Kampania fundacji
Kampania fundacji Instagram

Wbrew pozorom, można, a nawet trzeba żyć bez cukru. Początki łatwe nie będą, bo jeśli do tej pory aplikowaliście sobie tony cukru, to jest szansa, że zauważycie bolesne skutki jego odstawienia - ból głowy, drżenie rąk, uczucie osłabienia. Serio. Cukier działa jak narkotyk i tak samo uzależnia. Warto to przetrwać, bo potem żyje się po prostu łatwiej. Oczywiście to nie oznacza, że w moim codziennym menu nie ma słodkiego smaku, wręcz przeciwnie. Jem owsianki (bezglutenowe) z dodatkiem owoców - jabłek, bananów, suszonych moreli (tylko tych bio, bez dodatków, które nie mają ślicznego pomarańczowego koloru, tylko są ciemnobrązowe i twarde). Piję pyszne koktajle na bazie napojów roślinnych, z dodatkiem mrożonych (w sezonie jesienno-zimowym) lub świeżych (latem) malin i jagód. A do tego odkryłam mój raj na ziemi w postaci kawiarni, które oferują ciasta i szejki dla takich osób, jak ja. Voilà:

szejk
szejk archiwum własne

Na rynku są już także dostępne czekolady bez cukru, choć ja muszę jeszcze szukać tych wegańskich. Świetne są także kanapkowe smarowidła na bazie daktyli i kakao bez dodatku cukru i innych jego zamienników. Lubię również wegańskie batony bez cukru, które w swoim składzie mają jedynie owoce i orzechy.

Jak żyć bez glutenu?

Doskonale zdaję sobie sprawę, że jeszcze kilka lat temu dieta bezglutenowa była obiektem żartów i kpin. Wszystko przez to, że stała się modna i każdy, kto chciał być na czasie, zaczynał gardzić glutenem. Ja go uwielbiam i na co dzień bardzo mi go brakuje. Bardziej niż klasycznej czekolady, którą mogę zastąpić. Gluten to w końcu nie tylko pizza, ale i pierogi, naleśniki, kopytka, czyli smaki dzieciństwa czy świąt. Jednocześnie gluten jest bardzo kontrowersyjny i wokół niego krąży już wiele mitów. Nie brakuje głosów, że zdrowe osoby nie powinny go wykluczać. Ja nie mam oficjalnie stwierdzonej celiaklii, ani alergii na gluten, choć od dawna mam podejrzewaną przez różnych specjalistów, dlatego na ten moment musiałam go wykluczyć. 

Nie będę ukrywać, w tym wypadku niełatwo znaleźć zamienniki. Owszem, naleśniki można zrobić z mąki gryczanej, ale do smaku trzeba się przyzwyczaić. Od czasu do czasu piekę też gryczany chleb lub kupuję ziarnisty, pozbawiony mąki i drożdży.

Domowy chleb gryczany
Domowy chleb gryczany archiwum własne

Nie przepadam za tymi bezglutenowymi chlebami w paczkach, bo skład mają zazwyczaj fatalny (syrop glukozowo-fruktozowy w chlebie, serio?). Jeśli chodzi o makarony, to sięgam obecnie po te warzywne, których w sklepach coraz więcej, a także gryczane lub owsiane.

Jak żyć bez nabiału?

Być może się zdziwicie, ale wykluczenie nabiału było teraz dla mnie najtrudniejsze i najbardziej bolesne. W mojej diecie od miesięcy dominowały bowiem greckie jogurty, chude twarogi, serki wiejskie, sery żółte, feta, mozzarella. Jadałam je na śniadanie (jogurt do owsianki), na obiad (jogurt grecki do makaronu z tuńczykiem, warzywa z fetą), na kolację (sałatka Caprese). Do tego po ćwiczeniach jadłam twaróg z miodem lub jogurt z orzechami. Moja dieta w niemal 100 proc. składała się z nabiału. Co mi zostało? Jedynie wegańskie jogurty, na które też muszę uważać, bo często mają dodany cukier. Oczywiście sklepy oferują również wegańskie zamienniki serów czy fety, ale składy nie zawsze zachwycają, poza tym - co tu kryć - są mało wartościowe.

Co mogę jeść?

W rzeczywistości mogę jeść bardzo dużo, a moja dieta jest urozmaicona. Mam oczywiście swoje ulubione potrawy, które pojawiają się w menu niemal codziennie. Dzień zaczynam od koktajlu lub owsianki (bezglutenowej) z różnymi dodatkami, na obiad serwuję sobie sałatkę z cieciorki, warzywny gulasz lub kaszę z warzywami. Mam niezłe pole do popisu przy wyborze zup, które chętnie jem na kolacje. Lubię również domowej roboty pasty z fasoli, które świetnie nadają się do kanapek. W weekendy bardziej sobie dogadzam i robię bezglutenowe placki lub omlety z dodatkiem ulubionych owoców i czekoladowych wegańskich smarowideł. Staram się jeść cztery posiłki dziennie, więc czasem muszę pokombinować.

Kasza gryczana z brokułami i rybą
Kasza gryczana z brokułami i rybą archiwum własne

Po co mi to wszystko było?

Skutki nowego stylu żywienia odkryłam niedawno. Gdy znajomi z pracy w połowie dnia zaczęli odczuwać senność po obiedzie i marzyli o czymkolwiek słodkim, ja czułam się świetnie, byłam pełna energii i nie myślałam o czekoladzie. Nie mam więc spadków energii w ciągu dnia i nie muszę podjadać. Co więcej, nie męczy mnie to okropne uczucie zimna i w pracy nie siedzę już owinięta kocem. Nie trzymam też farelki pod biurkiem. Nie mam już tak częstych boleści brzucha, które towarzyszyły mi od kiedy pamiętam. Do tego wagę trzymam w ryzach, co jest sporym plusem, bo o ile musiałam zrezygnować z ulubionych potraw, o tyle ulubione ubrania wciąż mogę spokojnie nosić.

Kinga Molenda

Więcej o: