Demi Moore pragnęła wyglądać zjawiskowo i z pewnością swój cel osiągnęła. W latach 90. nazywana była jedną z najbardziej wysportowanych kobiet Hollywoodu. Jak sama wyznała, dieta była dla niej niezwykle ważna, a dodatkowo nieustannie wykonywała skomplikowane treningi.
Demi Moore to wciąż niesłabnąca ikona seksapilu i kobiecego piękna. Obok jej urody nikt nie mógł przejść obojętnie, a podobnie jest i dzisiaj. Trzeba jednak przyznać, że jej najnowsze wyznania na temat obsesji na punkcie ciała są mocno zaskakujące i rzucają zupełnie inne światło na przeszłość gwiazdy.
Kiedy przygotowywałam się do roli w "Striptease", na śniadanie potrafiłam zjeść pół szklanki płatków owsianych. Zalewałam je z wodą, a potem przez resztę dnia jadłam odrobinę białka i trochę warzyw
- wyznała.
Przygotowania do tego filmu całkowicie ją pochłonęły i aktorka zaczęła myśleć tylko ćwiczeniach. W takim stanie trwała blisko pięć następnych lat. Po urodzeniu swojej trzeciej córki chciała szybko wrócić do formy sprzed ciąży. Zaczęła więc jeszcze intensywniej ćwiczyć, co szybko odbiło się na jej wyglądzie.
Realizując intymne sceny w filmie "Indecent Proposal" myślała tylko o tym, jak prezentuje się jej ciało. Ćwiczyła na wszystkim, co można sobie wyobrazić. Aktywnie jeździła także na rowerze, a jej dieta składała się z minimum kalorii.
Później zachorowała na zapalenie płuc i musiała na pewien czas zrezygnować z intensywnych ćwiczeń. W 1997 roku zagrała w filmie "G.I. Jane", do którego musiała nabrać mięśni. Wcieliła się w rolę oficera marynarki wojennej. Wtedy to doszła do wniosku, że musi w końcu wrócić do swojego naturalnego wyglądu. Zaczęła medytować i nigdy nie powróciła do katorżniczych ćwiczeń w domu.
Nie mogłam dalej walczyć z własnym ciałem i wagą. Musiałam zawrzeć z nimi pokój. Zaczęłam od rezygnacji z ciężkich ćwiczeń.
- ujawniła Moore w swojej najnowszej książce "Inside Out".
Nie tylko Demi Moore upodobała sobie medytację. Joga to świetny sposób na wyciszenie i zebranie myśli