Artykuł pochodzi z magazynu Tylko Zdrowie. Do kupienia w środy z Gazetą Wyborczą.
Fot. Tylko Zdrowie
Warszawiacy kochają kebab. Przede wszystkim dlatego, że jak zauważa większość amatorów tej potrawy, zawiera solidną porcję mięsa za stosunkowo małe pieniądze.
- Po kebab przychodzą dziś do mnie praktycznie wszyscy niezależnie od wieku i statusu materialnego. W tygodniu już od rana np. panowie pracujący na budowach. Dla nich to często główny posiłek, który ma starczyć na resztę dnia - mówi Mehmet Korucu, pochodzący z Turcji kucharz, który od czterech lat mieszka i pracuje w Warszawie.
Zobacz: Zwykły fast food jest passe! Odchudziliśmy hamburgera, frytki i pizzę! [5 FIT PRZEPISÓW]
Kebab to skrawki opiekanego mięsa zawinięte w bułkę czy placek. Polacy najczęściej wybierają kurczaka, potem wołowinę, jagnięcinę i miks mięs. Jest też wersja wegetariańska. Dlaczego w stolicy zdobył taką popularność?
- Prawda jest taka, że większość osób wciąż chce się po prostu najeść, a nie odżywić. A to są dwie różne sprawy. Poza tym kebab to bardzo szybkie danie. Na inne, choćby na pizzę, musimy trochę poczekać - mówi Hanna Stolińska-Fiedorowicz, dietetyczka z Instytutu Żywności i Żywienia w Warszawie.
W opinii wielu amatorów tureckiej kuchni jest to zdrowy posiłek, bo zazwyczaj zawiera polecane przez dietetyków mięso kurczaka i całkiem sporą porcję surowych warzyw.
- Rzeczywiście mamy tu mięso, które nie jest smażone, i dużo surówki. Ale problem z kebabami polega na tym, że używa się do nich także sosów na bazie majonezu czy keczupu. I one są w tym wszystkim najgorsze - ocenia Stolińska-Fiedorowicz.
Zobacz: Co na grilla? Dania na grilla. 10 porad dietetyka, jak przyrządzić zdrowy posiłek
Kebab jest postrzegany jako potrawa zdrowa także dlatego, że obecnie podaje się go inaczej niż jeszcze kilka lat temu. Odchodzi się od grubych bułek, w których kiedyś go serwowano. W tej wersji kebab preferuje dziś zaledwie co czwarta osoba. Zdecydowanie najczęściej (przez prawie połowę badanych) jest on zamawiany zawinięty w lawasz lub inny cienki placek.
Stolińska-Fiedorowicz przyznaje, że ta zmiana to duży plus: - Najlepiej, gdyby ciasto było zrobione z mąki pełnoziarnistej, ale to raczej rzadkość. Mimo to na kebab na cienkim cieście, bez sosu, można sobie pozwolić. Będzie miał na pewno około 500 kilokalorii, więc można uznać, że to porządny lunch - mówi.
Jedna trzecia klientów zamawia kebab na talerzu, bez placka czy bułki - wynika z badań przeprowadzonych przez firmę Takeaway.com, właściciela Pyszne.pl, największego w Polsce serwisu do zamawiania jedzenia w internecie, z którym współpracuje już blisko 5 tys. restauracji.
Z zamówieniem na talerzu wszystko byłoby dobrze, gdyby częstym dodatkiem w przypadku tej opcji (oprócz surówki) nie były frytki.- Kebab na talerzu jemy też z ryżem czy makaronem - zaznacza Mehmet Korucu. - Tę wersję wybierają zwykle rodziny, które np. po południu lub wieczorem w czasie weekendu przychodzą na obiad czy kolację. Mają więcej czasu, nie biorą nic na wynos, więc siadają przy stoliku. Nie zamawiają wtedy mięsa zawiniętego z bułkę. Do picia z reguły podawany jest wtedy ajran - mówi.
Moda na zdrowe jedzenie sprawiła, że w tureckich restauracjach pojawił się nowy, świadomy klient. - Zdarza się, że ktoś przyjeżdża z drugiego końca miasta, jeżeli ma gwarancję naprawdę dobrego, zdrowego jedzenia. Tacy klienci pytają np. o pochodzenie mięsa. Chcą wiedzieć, czy dostaję je gotowe, czy biorę z hurtowni. Ja akurat zawsze przygotowuję mięso sam, na miejscu. Często pada też pytanie o pochodzenie kucharza. Jestem Turkiem i gotuję według zasad oryginalnej kuchni tureckiej. Ale mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że kucharzami w większości warszawskich tureckich restauracji są Hindusi. A to już zupełnie inny sposób gotowania, inne sosy, inaczej doprawiane mięso - bardziej na słodko niż w oryginalnym tureckim kebabie - mówi Korucu.
Zobacz: Kalafior. Zrobisz z niego tartę, chleb, a nawet... pizzę! [5 PRZEPISÓW]
Poza Warszawą potrawy tureckie nie są już tak popularne - w kraju stanowią tylko 16 proc. wszystkich dań na wynos. We Wrocławiu, w Krakowie, Poznaniu czy Trójmieście na dwóch pierwszych miejscach z reguły dominują - i to z dużą przewagą - pizza oraz tradycyjne dania obiadowe kuchni polskiej. Dopiero potem pojawiają się potrawy kuchni tureckiej, sushi, burgery, chińszczyzna czy makarony. Kuchnia włoska to aż 47 proc. wszystkich zamówień w skali kraju.
- Wydaje nam się dość lekka, ale nie jest to do końca prawda. Dieta śródziemnomorska teoretycznie jest bardzo zdrowa, jednak cywilizacja to zmieniła. Dziś, gdy idziemy do włoskiej restauracji, z reguły zamawiamy makaron, który pływa w oleju, pesto, sosach, albo pizzę i pieczywo maczane w oliwie. A to są tylko nośniki smaku, bo kucharzom przecież mniej zależy na tym, żeby coś było zdrowe, najważniejsze, żeby było smaczne - mówi Hanna Stolińska-Fiedorowicz.
Do chętnie kupowanych przez Polaków dań na wynos należą też potrawy kuchni azjatyckiej (13 proc.), polskiej (12 proc.) i amerykańskiej (8 proc.).
- Kuchnia azjatycka to oczywiście popularny chińczyk. Tu podkreślmy, że są to potrawy smażone, z dużą ilością tłuszczu, w tempurze, z gęstymi, pikantnymi sosami, np. popularnym słodko-kwaśnym. Z kolei kuchnia amerykańska to przede wszystkim hamburgery. Na szczęście coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że to nie jest zdrowe jedzenie. Dobrze chociaż, że modne są obecnie hamburgery typu slow food, z prawdziwej wołowiny. Kolejna pozytywna rzecz - wiele osób odkłada bułkę i je tylko mięso. Poza tym często do hamburgerów zamawiamy niestety frytki czy sałatkę coleslaw na majonezie - mówi Stolińska-Fiedorowicz.
Zobacz: Superfoods. 10 produktów, które będą hitem tego roku
Wciąż lubimy zupy. Prawie zawsze wybieramy jedną z czterech: rosół, żurek, barszcz czerwony i pomidorową. Bardzo często zamawiamy też do domu pierogi. I tu również króluje klasyka, czyli ruskie (prawie połowa wszystkich zamówień) albo z mięsem (co trzecia dowożona porcja).
- Wynika z tego, że z jednej strony wiele osób wciąż dąży do smaków z dzieciństwa. Z drugiej - dochodzą też kwestie finansowe i czas. Na przykład rosół czy barszcz to stosunkowo proste zupy i na pewno tańsze niż wyrafinowany krem brokułowy czy jakaś zupa na mleku kokosowym - tłumaczy Hanna Stolińska-Fiedorowicz.
Kupując jedzenie na wynos, Polacy raczej nie kierują się chęcią poznawania nowych smaków. Połowa przyznaje, że główny powód to zmęczenie i słaba motywacja do gotowania. 17 proc. tłumaczy się brakiem czasu lub warunków do kucharzenia. Z badań przeprowadzonych przez Pyszne.pl, wynika też, że najczęściej zamawiamy jedzenie w godzinach popołudniowych - pomiędzy 14 a 18 (37 proc. badanych) i wieczorem, pomiędzy 18 a 22 (jedna trzecia respondentów).
- Wciąż zbyt często jest tak, że w ciągu dnia nie zwracamy specjalnie uwagi na jedzenie. Nie jadamy śniadań, nie bierzemy drugiego śniadania do pracy czy na uczelnię, ale kupujemy przekąski typu chipsy, paluszki, batoniki w automacie. A to powoduje szybki spadek stężenia glukozy. Niedługo potem musimy się ratować kawą, żeby dodać sobie energii, i tworzy się takie błędne koło. Potem przychodzi popołudnie, wracamy do domu, zaczynamy czuć głód, więc zamawiamy. A na końcu lądujemy objedzeni na kanapie - mówi Hanna Stolińska-Fiedorowicz.
Zobacz: Piwo, kebab, czipsy - ile trzeba biegać, żeby spalić standardowy zestaw imprezowy