Artykuł pochodzi z magazynu Tylko Zdrowie. Do kupienia w środy z Gazetą Wyborczą.
--
Czym jest zespół niespokojnych nóg?
Dr hab. n. med. Adam Wichniak: To zaburzenie ruchowe związane ze snem. Jedne z częstszych zaburzeń snu. Ustępuje częstością rozpowszechnienia tylko bezsenności i nadmiernej senności w ciągu dnia.
Zespół niespokojnych nóg należy też do najczęstszych chorób neurologicznych.
Pamiętajmy, że sam w sobie nie jest on diagnozą. Mówi tylko, że ktoś ma określony zespół objawów. Ich przyczyny mogą być różne.
Dlaczego nie możesz zasnąć
Skąd nazwa tego schorzenia?
- Po pierwsze, zjawisko to rzeczywiście dotyczy głównie nóg - w 80-90 proc. - choć może obejmować też inne partie ciała. Po drugie, podstawowy objaw w zespole niespokojnych nóg to przede wszystkim uczucie dyskomfortu, niepokoju w nogach, nieprzyjemnych doznań czuciowych - pacjentom często trudno to opisać. Każdy odbiera te odczucia nieco inaczej, ale łączy je to, że ten dyskomfort prowadzi do przymusu poruszania nogami. I stąd wywodzi się nazwa tej choroby.
Charakterystyczne jest tu narastanie objawów wieczorem i pojawianie się ich w spoczynku.
Ludzie przychodzą do lekarza, bo nie mogą zasnąć?
- Tak, to jest problemem, który najczęściej popycha pacjentów do wizyty u lekarza. Brak możliwości zaśnięcia do późnych godzin nocnych, a nawet porannych. Pacjenci z ciężkim zespołem niespokojnych nóg często nie mogą zasnąć wcześniej niż o trzeciej czy czwartej nad ranem!
Jak diagnozuje się to schorzenie?
- Jeśli ktoś cierpi na zespół niespokojnych nóg, trzeba znaleźć przyczynę. W 50 proc. przypadków objawy są związane z układem nerwowym. I to jest tzw. idiopatyczny zespół niespokojnych nóg.
Druga połowa pacjentów ma zespół niespokojnych nóg spowodowany inną chorobą czy przyczyną.
Jaką?
- Najczęściej jest nią niedobór żelaza. Ale są też inne stany chorobowe, które mogą być groźniejsze, dlatego warto się tym zainteresować.
Objawy zespołu niespokojnych nóg mogą być manifestacją niewydolności nerek, wątroby, uszkodzenia nerwów obwodowych, np. w przypadku niezdiagnozowanej cukrzycy, a w Polsce, niestety, też alkoholizmu. W innych krajach europejskich aż tak wielu poalkoholowych zespołów niespokojnych nóg nie ma. To wynika z picia stężonego alkoholu, który szkodzi układowi nerwowemu. Mniej stężony, ale pity codziennie powoduje z kolei raka wątroby.
Załóżmy, że cierpimy na zespół niespokojnych nóg związany z układem nerwowym. Jaki mechanizm za nim stoi? Co zmusza nas do poruszania nogami tak bardzo, że nie możemy zasnąć?
- Mechanizm jest złożony i nie do końca zrozumiany. Na pewno ważną rolę odgrywa w nim istota czarna w mózgu, ta sama struktura, która odgrywa rolę w chorobie Parkinsona. W obu schorzeniach regulacja ruchu ciała przez istotę czarną powiązana jest z neuroprzekaźnikiem - dopaminą. Nie oznacza to jednak, że zespół niespokojnych nóg jest związany z parkinsonem! Te schorzenia nie mają ze sobą nic wspólnego. W chorobie Parkinsona dochodzi do obumierania komórek nerwowych produkujących dopaminę.
W zespole niespokojnych nóg nic takiego się nie dzieje, ale dopamina w istocie czarnej nie działa tak, jak powinna. Najczęściej jest jej za mało albo wystarczająco, ale działa zbyt słabo. Stąd leczenie farmakologiczne idiopatycznego zespołu niespokojnych nóg głównie polega na podnoszeniu poziomu lub dostępności dopaminy w układzie nerwowym.
Żeby było ciekawiej, istota czarna, która jest głównym centrum dopaminowym w mózgu, produkuje ten neuroprzekaźnik, wykorzystując ważny makroelement, czyli wspomniane już żelazo. I w ten sposób niedobór tego pierwiastka ładnie się wiąże z zespołem niespokojnych nóg.
Czyli nie zawsze konieczne są leki? Czasem wystarczy żelazo?
- Wiadomo, że u każdego pacjenta z zespołem niespokojnych nóg warto dbać o wysokie stężenie żelaza, bo wtedy albo w ogóle nie trzeba stosować leków dopaminergicznych - jeśli to niedobór żelaza był problemem - albo gdy jest to choroba neurologiczna, można stosować leki w dużo niższych dawkach. Przy wysokim stężeniu żelaza leki te lepiej działają.
Tu ważna informacja - oznaczenie morfologii czy żelaza we krwi nie jest badaniem miarodajnym! Z reguły każdy myśli, że jak ma dobrą morfologię, to nie ma niedoboru żelaza. Ale szpik, który produkuje czerwone krwinki, siedzi sobie w ciele, a mózg jest za barierą krew - mózg. Stąd dobra morfologia świadczy o tym, że szpik ma dużo żelaza, a nie, że równie dużo ma go mózg.
Towarzystwa naukowe zalecają więc oznaczanie ferrytyny, czyli naszych magazynów żelaza we krwi. A w zespole niespokojnych nóg chcemy, by te magazyny były pełne, dlatego stężenie ferrytyny musi być znacznie wyższe, niż mówi norma. Nie kilkanaście nanogramów na mililitr, ale powyżej 75 nanogramów na mililitr!
Często pacjenci dziwią się, że mają poziom ferrytyny w normie, a lekarz i tak podaje żelazo. To wynika stąd, że chcemy, by istota czarna miała żelaza po uszy.
A czy nadmiar żelaza nie spowoduje z kolei kłopotów trawiennych?
- Oczywiście, że może tak być. Dlatego, jak ktoś ma poziom ferrytyny wysoki - 75 nanogramów na milimetr i więcej - to nie ma sensu przyjmować żelaza. Nic już nie zyskamy, a nadmiar tego pierwiastka może powodować kłopoty ze strony układu pokarmowego - zaparcia, ale też objawy dyspeptyczne wynikające z podrażnienia układu pokarmowego.
Jaką rolę w zespole niespokojnych nóg odgrywają ciepło i zimno? Miałam kolegę, który cierpiał na niespokojny bark i pomagało mu polewanie go gorącą wodą.
- Inne obszary ciała też mogą być objęte niespokojnością. Może ona dotyczyć rąk, ramion, tułowia, ale raczej zawsze jako dodatek do nóg.
Jak gorąca woda może pomóc? Nie dodaliśmy jeszcze jednej przyczyny zespołu niespokojnych nóg - niewydolności żylnej. Zaburzenia krążenia mogą powodować objawy w postaci niespokojnych nóg. Dotyczą one nie tylko zaburzeń w dużych naczyniach, ale też mikronaczyń.
Część pacjentów rzeczywiście mówi o tym, że ogrzewanie lub chłodzenie, a także masowanie nóg w nocy pomaga. Ale to, niestety, podobnie jak ruszanie się, krótkotrwała ulga.
W idiopatycznym zespole nóg takie metody, a nawet uderzanie się - miałem pacjenta, który kijem się bił po łydkach - rzeczywiście pomagają. Tłumaczymy to w ten sposób, że tą metodą dostarczamy układowi nerwowemu innych bodźców, które przez chwilę go zajmują. Ale jak tylko się tego zaprzestanie, objawy wracają. Kiedy przestajemy ruszać nogami, wracają już w ciągu kilkunastu sekund. Po rozmasowaniu trwa to pewnie trochę dłużej, a jak ktoś się prawie poparzy albo prawie zamrozi, to skóra dostarcza tylu bodźców do układu nerwowego, że przez jakiś czas przestajemy odczuwać to dziwne ni to mrowienie, ni to łaskotanie.
U mojego znajomego działało na tyle, by mógł zasnąć.
- Tak mogło być. Jednak pacjenci myślą, że jak się uda zasnąć, to już jest w porządku. Wcale nie jest, bo w tej chorobie w czasie snu występują okresowe ruchy kończyn. To są szarpnięcia nogami, głównie stopami, ale mogą też być szarpnięcia w kolanach. Pojawiają się regularnie w odstępach 20-40 s. Samo w sobie nie jest to bardzo niepokojące, chyba że osoba współśpiąca skarży się, że co chwilę jest kopana. Ale problemem jest to, że pacjent, który i tak nie dosypia, bo nie może zasnąć, jeszcze dodatkowo ma zaburzoną jakość tych resztek snu, które mu zostały!
Do jakiego lekarza pójść, kiedy mamy niespokojne nogi?
- Najpierw do lekarza rodzinnego. Powinien wykonać podstawowe badania okresowe: ocenić poziom cukru, wskaźniki pracy nerek, wątroby, zlecić morfologię. Jeśli te badania są bardzo nieprawidłowe, to trzeba szukać przyczyny złych wyników. Najprawdopodobniej to one stoją za objawami.
Jeśli jednak wyniki są prawidłowe, to w tym momencie rola lekarza rodzinnego się kończy. Powinien skierować nas do specjalisty.
I znów - jeśli mamy objawy, które mogą wskazywać np. na zaburzenia krążenia w kończynach dolnych - owrzodzenie podudzi, żylaki - to wtedy dalsze szukanie przyczyn niespokojnych nóg idzie w kierunku diagnostyki naczyniowej.
Kiedy nic nie wskazuje na problemy naczyniowe, to z reguły lekarz pierwszego kontaktu kieruje nas do neurologa albo poradni leczenia zaburzeń snu. Tam pierwsze badanie jest uzupełniane o badania neurologiczne, żeby wykluczyć np. polineuropatię, czyli uszkodzenie nerwów w kończynach dolnych spowodowane toksynami - za wysokim poziomem cukru, alkoholem, innymi substancjami. Czasami jest jeszcze wykonywane tzw. badanie czucia wibracji. To najbardziej dokładne z badań, które może wykonać lekarz własnymi rękoma, żeby zobaczyć, jak funkcjonują nerwy obwodowe.
Na czym ono polega?
- Za pomocą specjalnego stroika - kamertonu przykładanego do określonych miejsc na ciele pacjenta wykonuje się pomiar czucia wibracji. Jego wynik przekłada się na to, czy nasze nerwy są sprawne czy uszkodzone. W Polsce to nie jest aż tak popularna metoda, ale np. w Niemczech często robi się takie badanie.
Jeśli test wypadnie niepomyślnie, kierujemy pacjenta na badanie neurograficzne, które już bardzo dokładnie określa czynność nerwów.
A kiedy badania neurologiczne niczego nie wykażą?
- To z reguły uzupełnia się badania podstawowe krwi np. o wspomnianą ferrytynę. Jednocześnie trzeba zebrać bardzo dokładny wywiad rodzinny od pacjenta. Idiopatyczny zespół niespokojnych nóg jest w 50 proc. dziedziczny, co wskazuje na dość silną rolę genetyki w tej chorobie. Poza tym pierwsze objawy zespołu niespokojnych nóg pojawiają się zazwyczaj około 20. roku życia i z wiekiem stopniowo narastają. O to także można spytać pacjenta.
Ci, którzy zgłaszają się do nas, najczęściej robią to po 50. roku życia.
Powiedzmy, że mamy już diagnozę - to "prawdziwy" zespół niespokojnych nóg. I co dalej?
- Jeśli pacjent jest tylko zaniepokojony tym, dlaczego coś tak dziwnego odczuwa, a wysypia się i dobrze funkcjonuje w dzień - to nie ma wskazań do leczenia, bo ta choroba niczego nie uszkadza! Ale jeśli przymus poruszania nogami przyczynia się do chronicznego niewyspania, to jest to już stanem groźnym, który w ciągu kilku-kilkunastu lat prowadzi do istotnego pogorszenia zdrowia. Wtedy trzeba zespół niespokojnych nóg leczyć. Także wtedy, gdy objawy są na tyle nasilone, że społecznie stygmatyzują one daną osobę, np. nie jest ona w stanie spokojnie usiedzieć na zebraniu i musi stale chodzić.
Idiopatyczny zespół niespokojnych nóg leczy się niskimi dawkami leków o działaniu dapaminergicznym, najczęściej agonistów receptorów dopaminowych - to najlepszy sposób. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego w Polsce mimo powszechności tej choroby leczenie nie jest refundowane przez NFZ. Fundusz bagatelizuje tę chorobę i zachowuje się tak, jakby jej nie było!
A przecież są pacjenci, którzy bardzo cierpią. Patrzymy często na zespół niespokojnych nóg tak jak pani - poprzez pryzmat dolegliwości swoich znajomych, które w dużej mierze są łagodne. Często wręcz żartujemy sobie z tego zjawiska, a pacjenci z ciężkim zespołem niespokojnych nóg, którzy są pod opieką w poradniach neurologicznych i w poradniach zaburzeń snu, często bez leku nie są w stanie przespać więcej niż dwóch godzin w nocy! Są to ciężko chore osoby mające także myśli samobójcze i zespoły depresyjne. Ciężki zespół niespokojnych nóg jest bardzo powiązany z depresją.
Ze względu na niewyspanie?
- Tak. Wiąże się to z niewyspaniem, ale też z przewlekłością choroby, cierpieniem oraz złą jakością życia. I też z brakiem możliwości uzyskania poprawy swojego stanu. Wielu pacjentów jest lekceważonych przez rodziny, a także lekarzy. Niektórzy słyszą, że takiej choroby w ogóle nie ma! Że to jest wymysł i nowoczesne widzimisię. Albo spisek firm farmaceutycznych, które chcą swoje leki wcisnąć kolejnej grupie pacjentów. To prowadzi do sytuacji, gdy wielu chorych nie dostaje żadnego leczenia, a ono jest bardzo proste i skuteczne.
Nie jest bardzo drogie, bo w zasadzie ceny tych leków za opakowanie wynoszą poniżej 50 zł. Miesiąc leczenia kosztuje więc zazwyczaj 100 zł. Ale dla części osób to jest bardzo duża kwota, tym bardziej że jest to choroba przewlekła. I dlatego trudno jest zrozumieć, że nie ma do tych leków choć częściowej dopłaty. Przecież jak każdy inny podatnik chorzy na ciężki zespół niespokojnych nóg płacą podatki i składki zdrowotne.
Dzięki lekom pacjent lepiej się czuje, ale to choroba na całe życie.
- Dziś jesteśmy w stanie wyleczyć tylko te przypadki zespołu niespokojnych nóg, które są spowodowane usuwalną przyczyną, np. niedoborem żelaza. Niewydolność nerek znacznie trudniej wyleczyć, chyba że ktoś ma wykonaną transplantację. Uszkodzonych przez toksyny nerwów też już nie odbudujemy. Dolegliwości ze strony układu nerwowego można zaleczyć, ale nie wyleczyć.
Dzięki lekom pacjent lepiej się czuje, ale to choroba na całe życie.
- Dziś jesteśmy w stanie wyleczyć tylko te przypadki zespołu niespokojnych nóg, które są spowodowane usuwalną przyczyną, np. niedoborem żelaza. Niewydolność nerek znacznie trudniej wyleczyć, chyba że ktoś ma wykonaną transplantację. Uszkodzonych przez toksyny nerwów też już nie odbudujemy. Dolegliwości ze strony układu nerwowego można zaleczyć, ale nie wyleczyć.
Czy ta choroba jest zmienna? Może się nasilać lub wycofywać?
- W idiopatycznym zespole niespokojnych nóg są okresy zaostrzenia choroby i jej wycofania. Może tak być, że przez kilka miesięcy możemy nie przyjmować leków lub bardzo niskie ich dawki. Ale będą też okresy, gdy potrzeba więcej środków. Niestety, jest też pewna grupa pacjentów, którzy wymagają wysokich dawek skojarzonych leków.
Decydenci często argumentują, że pieniędzy w budżecie jest mało i nie możemy się zajmować wszystkim. Ale często jest tak, że ciężkie choroby, które łagodnie przebiegają, mniej dokuczą człowiekowi niż łagodna choroba, która przebiega bardzo ciężko.
Na leki można się uodpornić?
- Tracą one z czasem nieco skuteczność. Nie tak szybko jak leki nasenne, które mogą stracić skuteczność po kilku tygodniach. Jednak po kilku latach będą słabły, stąd zawsze zalecam pacjentom, by jeśli tylko poczują się nieco lepiej, zmniejszali dawki. Przepisuję też najmniejsze dawki leków, żeby zachować rezerwę do stosowania w przyszłości. Trzeba lekami gospodarować oszczędnie.
Celem leczenia jest doprowadzenie do tego, by pacjent spał i miał lepszy komfort życia.
W pechowej grupie najciężej chorujących leczenie jest bardzo złożone i skomplikowane - podajemy liczne grupy leków do opioidowych włącznie. I jeśli NFZ nie chce refundować leczenia łagodnych postaci zespołu, to powinien przynajmniej zainteresować się ciężko chorymi.
Zdarza się, że po kilku latach stosowania wysokich dawek leków objawy choroby niejako przesuwają się z nóg na inne partie ciała albo zaczynają się pojawiać także w ciągu dnia.
Dlaczego te objawy się przenoszą?
- Trudno to wytłumaczyć. Czasami organizm nie lubi silnych interwencji - bardzo wysokie dawki leków nie są dla nas korzystne. Dlatego tak podkreślam problem niedoboru żelaza, bo przy odpowiedniej suplementacji można stosować niższe dawki leków! To ma kolosalne znaczenie.
Sporo moich znajomych zgłasza objawy zespołu niespokojnych nóg.
- Pierwszym współczesnym lekarzem, który opisał zespół niespokojnych nóg w latach 40. XX wieku, był szwedzki neurolog Karl Axel Ekbom. On twierdził, że częstość tej choroby wynosi około 5 proc. w populacji. A teraz mówimy, że waha się między 5 a 15 proc. Wiek jest też czynnikiem, który zwiększa bardzo rozpowszechnienie tej choroby, a wiadomo, że społeczeństwa się starzeją.
Jaka jest ta granica wieku?
- Zakłada się, że występowanie objawów zespołu niespokojnych nóg nasila się po ukończeniu 50 lat.
To, co oszacował Ekbom, to są prawdopodobnie jedynie przyczyny neurologiczne, czyli opisał on idiopatyczny zespół niespokojnych nóg. I rzeczywiście występuje on u około 5 proc. populacji. Jednak do tego należy dołożyć drugie 5 proc. innych schorzeń, które dają podobne objawy, ale nie są związane z układem nerwowym. I trzeba je leczyć inaczej.
Czy u dzieci w ogóle zdarza się zespół niespokojnych nóg?
- Zdarza się, ale bardzo rzadko. Aczkolwiek warto czasami pomyśleć o tej chorobie, jeśli obserwujemy u dziecka nadruchliwość, wyraźny deficyt uwagi lub problemy z zasypianiem i niechęć do chodzenia spać.
To przypomina objawy ADHD.
- To są objawy ze spektrum ADHD, ale to nie jest to samo, co stwierdzenie tej choroby. Dzieci z ADHD rzeczywiście mają więcej objawów niespokojnych nóg niż inne maluchy. Ale zespół niespokojnych nóg to nie jest typowe zaburzenie dla wieku dziecięcego.
Czy istnieją różnice w płci?
- Kobiety mają objawy częściej, ale zazwyczaj ma to związek z miesiączkowaniem i niższym poziomem żelaza, a często także jego niedoborem.
I ciąża! To stan, kiedy rozwijające się dziecko ogałaca matkę z żelaza. Miałem kilka bardzo ciężkich przypadków zespołów niespokojnych nóg u kobiet w trzecim trymestrze ciąży. Zdarzało się, że te kobiety spały w dzień, a w nocy musiały spacerować, bo nie były w stanie wyleżeć w łóżku. Wtedy można podać żelazo dożylnie, co daje szybką poprawę.
Ale pojawia się inny problem - 1 proc. ludzi jest uczulonych na żelazo, może u nich dojść do silnej reakcji alergicznej i - co zrozumiałe - lekarze są ostrożni i raczej niechętni, aby podać w ciąży żelazo w zastrzykach. Lepiej więc chorobie zapobiegać, suplementując żelazo i inne konieczne witaminy przez całą ciążę.
Czy wiedząc, że były w rodzinie przypadki zespołu niespokojnych nóg, możemy coś zrobić, by opóźnić pojawienie się choroby?
- Niewiele poza profilaktyką, czyli dietą bogatą w żelazo. Wiadomo jednak, że osoby zdrowe, które dobrze sypiają i mają silny rytm snu, potrafią przezwyciężyć różne sytuacje albo dolegliwości ze strony ciała, które przeszkadzają nam spać.
Stąd warto, by osoby z grup ryzyka wyjątkowo dbały o sen - pilnowały aktywności fizycznej, rytmu dnia, unikały nadmiernego oświetlenia pomieszczeń wieczorem. Jeśli mamy silny rytm snu, to być może zespół niespokojnych nóg objawi się u nas tylko lekkim dyskomfortem przed snem, jednak w sumie przegra z uczuciem senności.
A czy otyłość w tym schorzeniu ma jakieś znaczenie?
- Otyłość jest ogólnie związana z gorszym snem. Są też prace, które pokazują, że niska aktywność fizyczna predysponuje do zespołu niespokojnych nóg, ale to raczej dotyczy osób zdrowych - jak ktoś już choruje i teraz wpadnie na pomysł, że będzie bardzo dużo ćwiczył, to niestety nie jest to skuteczna metoda na zespół niespokojnych nóg. Ale generalnie większa aktywność pozwala nam na lepszy sen.
Czy im wcześniej zaczniemy leczyć zespół niespokojnych nóg, tym lepiej?
- Nie zawsze. Jeśli ktoś cierpi, to trzeba zacząć leczenie. Ale kiedy to są łagodne dolegliwości, to warto leczenie opóźnić, by na dłużej zachować możliwość leczenia, kiedy objawy się nasilą.
Taka choroba uniemożliwia chyba wykonywanie pewnych zawodów.
- Są grupy zawodowe, które powinny spokojnie siedzieć przez co najmniej kilkadziesiąt minut: kasjerzy, część chirurgów, operatorzy maszyn. Choroba może powodować, że czasem te osoby muszą przerwać wykonywaną czynność.
Ale mówił pan, że objawy nasilają się wieczorem.
- Wieczorem lub w spoczynku. One mogą być obecne także w ciągu dnia, tyle że jesteśmy wtedy zazwyczaj na tyle aktywni, że ich nie odczuwamy. Ale jak musimy w skupieniu siedzieć kilka godzin, to już bywa różnie.
Kiedyś pacjentom wykonywało się test diagnostyczny wymuszonego unieruchomienia - choremu krępowało się nogi w drewnianej obejmie i notowało, jak szybko narastały u niego dolegliwości i pojawiał się przymus poruszania nogami. Byli tacy, którzy po kilku minutach błagali, by ich uwolnić.
Dziś nie stosuje się już tej metody, ale jej modyfikację - sugerowane unieruchomienie. Pacjent jest proszony o położenie się na łóżku i leżenie w bezruchu najdłużej jak może. Co 30 s musi zaznaczyć na tablecie, jak bardzo narasta w nim potrzeba poruszania się. Po pewnym czasie nie wytrzymuje - wstaje lub zaczyna ruszać nogą. Trudno w takiej sytuacji wykonywać pracę, w której nie może nam drgnąć ręka czy noga.
Problemem są też zawody, w których trzeba dużo podróżować, np. samolotem, po którym nie można przecież stale chodzić.
Czasami wydaje nam się, że kłopoty ludzi są banalne, ale wcale tak nie jest. Był kiedyś u mnie pacjent, który prosił, by dać mu jakieś leki, bo idzie na kolację w gronie znajomych. W domu, wieczorem, to on je na stojąco, a tu kolacja na godz. 20, czyli wtedy, gdy objawy się nasilają... Przecież nie będzie w restauracji chodził!
Dlaczego chodzenie tak pomaga?
- Do końca nie wiadomo, ale to wszystko dzieje się w strukturach odpowiedzialnych za ruch w istocie czarnej. Gdy człowiek się porusza, to neurony dopaminowe muszą zmieniać swoją aktywność. I objawy znikają. Niskie dawki dopaminy prawdopodobnie tak działają na mózg, że myśli on, iż nogi się poruszają, podczas gdy człowiek śpi lub siedzi.
Połączenia w strukturach mózgu odpowiedzialnych za ruch i odczuwanie ruchu muszą się przecinać. Mózg z nie do końca wiadomych przyczyn wysyła nakaz ruchu i jeśli jest on wykonywany, to czujemy ulgę.
Czy dziś jest więcej pacjentów z zespołem niespokojnych nóg?
- Widzimy takich osób znacznie więcej, ale przypuszczam, że jest to skutek zmian w środowisku naturalnym, stylu życia, ale też lepszej edukacji pacjentów i lekarzy. Nawet reklamy telewizyjne wiele zrobiły dla zespołu niespokojnych nóg. Dzięki temu jest większa świadomość społeczna, że to może być choroba, a nie wymysł.
To też kwestia tego, że bardziej dbamy o jakość życia. Kiedyś człowiek szedł do lekarza, a już szczególnie mężczyzna, jak mu niemal rękę urwało.
Poza tym dziś osoby z krajów rozwiniętych mają słabszy rytm okołodobowy, lekki sen. Kiedyś przecież ludzie też mieli mnóstwo stresów, wcale nie było tak przyjemnie na świecie. Żyliśmy nieraz w zagrożeniu, a mimo to nasi przodkowie spali lepiej niż my. Dziś sen wielu osób jest chybotliwy i wrażliwy. Wystarczy, by ktoś miał łagodny zespół niespokojnych nóg, a już jego sen dramatycznie się pogarsza. Dawniej pewnie też cierpieliśmy na to schorzenie częściej, ale "przesypialiśmy je".
A czy zespół niespokojnych nóg nie ma związku z chorobami z autoagresji?
- Badano taką tezę. I są objawowe formy zespołu niespokojnych nóg, np. w stwardnieniu rozsianym, a także w chorobach reumatycznych. Dlatego, jak komuś nie pomagają suplementy diety, to nie powinien sięgać po kolejne, tylko iść do lekarza. To może być łagodna przypadłość, ale też objaw poważnych schorzeń.
*Dr hab. n. med. Adam Wichniak jest zastępcą kierownika III Kliniki Psychiatrycznej w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie oraz sekretarzem Polskiego Towarzystwa Badań nad Snem