Ashwagandha inaczej zwana żeń-szeniem indyjskim. Rośnie w Nepalu, Bangladeszu, Sri Lance i Pakistanie. Z uwagi na bogaty skład Ashwagandha często stosowana jest w Ajurwedzie. Działa wzmacniająco, poprawia pracę umysłu, a ponad to zwiększa wydolność fizyczną. Ashwagandha posiada substancje o działaniu farmakologicznym. Składniki w niej zawarte nazywamy witanolidami, wykazują one właściwości bakteriobójcze. Korzeń ten zawiera niezwykle cenne substancje, do których należą alkaloidy, fenolokwasy oraz fitosterole. Regularne suplementowanie Ashwagandhy pozwala na obniżenie poziomu stresu oksydacyjnego, który może powodować rozwój miażdżycy, wzrost cholesterolu, udar mózgu, a nawet zawał.
Suplementowanie żeń-szenia indyjskiego zaleca się każdej osobie, której dolega wyczerpanie, zmęczenie, napięcie nerwowe czy brak równowagi emocjonalnej. Polecana jest także osobom aktywnym fizycznie, gdyż przyczynia się do ochrony tkanek przed uszkodzeniami (działa jako przeciwutleniacz) oraz wspiera budowanie tkanki mięśniowej.
W sieci, jak i w sklepach z suplementami znajdziemy bardzo dużo różnych rodzai tego adaptogenu (leku ziołowego). Ashwagandhę możemy spotkać w postaci tabletek, proszku, a także doustnych kropli. Ja postanowiłam przetestować krople.
Na samym początku zacznę od smaku samego preparatu. Niestety nie należy on do najbardziej przyjemnych, ale można się do niego z czasem przyzwyczaić. Producent preparatu, który stosowałam zalecał zażywanie 15 kropli, trzy razy dziennie. Substancje umieszczamy pod językiem i trzymamy tam przez 3 sekundy, następnie połykamy. Stosując Ashwagandhę powinniśmy ograniczyć spożywanie kawy do maksymalnie dwóch filiżanek dziennie. Tak też zrobiłam, choć pierwsze dni były dla mnie prawdziwą katorgą (piłam 4 małe kawy dziennie). Dlaczego wybrałam akurat ten preparat? Mając małe dziecko nie pamiętam, kiedy ostatnio się wyspałam, a to odbijało się w ciągu całego dnia, kiedy dopadało mnie straszne zmęczenie. Po pierwszym tygodniu zażywania żeń-szenia indyjskiego nie zauważyłam żadnej zmiany, ale już na początku drugiego tygodnia czułam się zdecydowanie lepiej. Najbardziej widoczne zmiany to:
- brak uczucia zmęczenia w ciągu całego dnia,
- brak porannego bólu głowy bez wypicia filiżanki kawy,
- duże lepsze wyniki podczas treningów wytrzymałościowych.
Jako, że tak jak wcześniej wspomniałam, na rynku dostępnych jest kilka opcji stosowania tego preparatu postanowiłam zapytać dietetyka, Jakuba Mauricza, która z nich jest najlepsza.
Do niedawna jeszcze nie wierzyłam w działanie takich preparatów. Pojawiający się temat Ashwagandhy nie dawał mi jednak spokoju i musiałam sprawdzić to na sobie, czy nie jest to tzw. "pic na wodę", bo preparat do najtańszych nie należy. Okazuje się, że to rzeczywiście działa. Owszem, każdy inaczej będzie odczuwał skutki stosowania preparatu, ale mój problem, czyli wieczne zmęczenie zniwelował się praktycznie do zera. Wiem, że Ashwagandha zostanie ze mną na dłużej, choć teraz spróbuję jej w formie tabletek. Niemniej jednak polecam wszystkim wypróbowanie Ashwagandhy w kropelkach.