Przygotowania do maratonu - 20 kilometrów po raz pierwszy

W tym tygodniu po raz pierwszy odczułam zmęczenie. Podczas każdego treningu czuję się dobrze. Mam wrażenie, że dopiero teraz zaczyna do mnie docierać jak istotna jest regeneracja. I nie chodzi tylko o dzień przerwy w czasie ciężkiego tygodnia, a nawet nieco bardziej o sen czy relaks. - Ania Szczypczyńska, która przygotowuje się do swojego maratońskiego debiutu na jesieni w Warszawie, ma za sobą pierwsze 20-kilometrowe wybieganie. Opowiada o swoich wrażeniach.

Dołącz do nas na Facebooku

Po sobotnim biegu Grand Prix Warszawy na 10 kilometrów udało mi się w niedzielę odpocząć. Gdybym została w Warszawie, nie usiedziałabym na miejscu. Na szczęście znalazło się wolne miejsce w samochodzie i pojechałam ze znajomymi na cały dzień na tor do Radomia. Oprócz podziwiania wyczynów na motocyklach, wreszcie miałam chwilę na czytanie książki w trawie. Dzień relaksu przydał się, bo od poniedziałku zaczęła się ciężka praca.

20 km po raz pierwszy

W poniedziałek po raz pierwszy przebiegłam 20 kilometrów. Mniej więcej zaplanowałam trasę: ze Śródmieścia pobiegłam przez Pole Mokotowskie do parku, którego nazwy nie znam, ale jest tam stary cmentarz. Stamtąd Pruszkowską dotarłam na Szczęśliwice, gdzie pozwiedzałam w biegu stare miejscówki, gdzie w latach licealnych chodziło się na piwo. Stamtąd pobiegłam w kierunku Dworca Zachodniego, a potem na Wolę i Koło. Średnia prędkość 5:41 min/km. Najgorzej czułam się na 16. kilometrze. Mam wrażenie, że organizm przyzwyczaja się do pewnych odległości i skoro już wcześniej biegałam na 16 czy 18 kilometrów, to w pewnym momencie daje mi znać, że już wystarczy. Na moment trochę zwolniłam ale nie poddałam się. Po 18. kilometrze było już z górki. Łatwo przychodziło mi utrzymywanie stałego tempa, czułam, że mogłabym przebiec jeszcze kilka kilometrów. No i to uczucie po biegu! Czułam się świetnie!

Z CrossFitem lekko nie będzie

We wtorek umówiłam się z trenerem, że pokaże mi podstawy CrossFitu, żebym mogła nieco "odciążyć" mój dotychczasowy trening siłowy i skupić się bardziej na wytrzymałości. Wszystko trwało zaledwie pół godziny, a ja myślałam, że umrę! Burpees, przysiady, martwy ciąg, wskoki na pudło, wymachiwanie kettlebellem - to była rozgrzewka. Następnym razem podzielę się z Wami szczegółowym planem. Póki co nie ma się czym chwalić. W środę zrobiłam sobie trening interwałowy na przyspieszenie, ale w czwartek wróciłam sama na siłownię. Zostałam nazwana "Czerwoną żabką" a wszystko za sprawą koloru stroju, w jakim uparcie wskakiwałam na skrzynię. Były też wykroki, zarzut-podrzut w przysiadzie. Zrobiłam kilka ćwiczeń na klatkę piersiową, ramiona, brzuch - wszystko intensywnie, bez przerwy, żeby wzmacniać kondycję na kolejny trening crossfitowy. Już się boję. Po treningu poszłam popływać na 15 minut. Mam wrażenie, że moje mięśnie są wtedy mniej obolałe. No i kto wie, może za rok zamarzy mi się triathlon? ;)

Wolę długie dystanse

Za każdym razem, kiedy wychodzę z domu biegać i wiem, że czeka mnie coś nowego (np. po raz pierwszy dystans 20 km czy trening interwałowy) - boję się. Nie wiem czy każdy tak ma, ale ja tak mam. Rozgrzałam się wolnym tempem przez 20 minut - po prostu chciałam dobiec do parku, w którym nic nie będzie mnie stopować. Tam zrobiłam 3 serie: 1 km szybkim tempem, pół kilometra odpoczynku - dużo wolniejszy bieg. Z kalkulatora McMillana wyliczyłyśmy z Magdą, że szybsze odcinki powinnam biec z prędkością ok. 4:48 min/km. Może być nieco szybciej, jeśli się uda, ale najważniejsze by utrzymać tempo i dać radę pobiec 3-4 razy. Ponieważ nigdy wcześniej tego nie robiłam, zdecydowałam się na 3 powtórzenia. Czas pierwszego przyspieszenia: 4:35, drugiego 4:30, a trzeciego 4:45. Wszystko fajnie, ale na początku chyba za bardzo się wyplułam, skoro ostatni już wypadł nieco gorzej. Nie wiem czy warto było walczyć o lepszy czas niż pokazał kalkulator. 20 minut truchtu na dobiegnięcie do punktu wyjścia - powiem wam, że zaczęłam myśleć: Interwały to chyba trzeba robić blisko domu. Fajne uczucie, ciekawe doświadczenie, ale muszę się jeszcze sporo nauczyć. Nie przywykłam do zrywów i tego uczucia dyskomfortu, choć fajnie to robić, bo od razu czuję, że to coś zupełnie innego i mam wrażenie, że jeden taki trening w tygodniu włączony do mojego planu może sporo zmienić.

Czas na relaks

W piątek miły bieg z samego rana: 10 kilometrów dość szybkim tempem, ale może nie aż tak jak w zeszłą sobotę. Pobudka wczesnym porankiem, bo o 10 muszę już być na lotnisku. A co, krótkie wakacje każdemu się należą. Myślałam o tym, by zabrać ze sobą buty i zwiedzić Rzym podczas przebieżki, ale sobota, niedziela i poniedziałek bez biegu mnie nie zabiją. Będzie pływanie w aqua parku i mnóstwo spacerowania. No i węglowodany! Miłego weekendu moi drodzy. We wtorek wracam i jeszcze tego samego dnia wieczorem zrobię sobie spokojne 10-12 km, żeby stopniowo, bez szoku wdrażać się w szarą rzeczywistość.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.