Przebiegłam półmaraton. Czy to wyzwanie było warte swojej ceny?

31 marca, po równo trzech miesiącach przygotowań, odbył się mój pierwszy półmaraton i zarazem najdłuższy dystans biegowy w moim życiu. Razem ze mną biegły dziewczyny z projektu WSGCR, w którym brałyśmy udział, dzięki adidas Runners Warsaw. Jak nam poszło?

To był pierwszy półmaraton dla nas wszystkich, poza Jolą, która biegła kilka miesięcy wcześniej półmaraton w Barcelonie. Część z dziewczyn biegała już od jakiegoś czasu, niektóre zaczęły regularne treningi dopiero w trakcie rozpoczęcia projektu. Jednak najważniejszy był wspólny cel i wyzwanie, jakiego się podjęłyśmy. Dla mnie to był najdłuższy dystans, jaki udało mi się do tej pory przebiec.

 

Samopoczucie przed biegiem

Wstałam dosyć wcześniej, około 6 rano. Nie mogłam spać, bo moje myśli krążyły wokół biegu. Czułam niepokój i ekscytację jednocześnie. Mój żołądek był zaciśnięty, ale wiedziałam, że nie mogę wyjść z domu bez śniadania. Chwyciłam bułkę, którą kupiłam dzień wcześniej, posmarowałam ją dżemem i odrobiną miodu. Wszystko zgodnie z zaleceniami trenerek. Pozwoliłam sobie jeszcze na kilka łyków czarnej kawy. Około 8:15 pod mój dom podjechała taksówka, a w niej Jola. Przebrałam się w sportowe ubrania, zgarnęłam wszystkie niezbędne rzeczy i ruszyłyśmy. Obie zestresowane, ale bardzo wesołe.

Z resztą dziewczyn z projektu zobaczyłyśmy się na miejscu, nad Wisłą, w Barce, która tego dnia była siedzibą Runnersów. Trenerki z adidas Runners zorganizowały nam rozgrzewkę i luźnym truchtem wszystkie ruszyłyśmy na start. Czułam niesamowitą energię ludzi biorących udział w wydarzeniu oraz kibiców, którzy przybyli specjalnie po to, by wesprzeć biegaczy. Głośna muzyka, uśmiechy, okrzyki, ludzie w przebraniach jednorożców, żyraf, Spartanie z włóczniami w pełnej zbroi, rodzice z dziećmi w wózkach. Ponad 13 tysięcy biegaczy! Humor dopisywał, stres zniknął, a na twarzy malował się uśmiech. „W końcu to przecież zabawa i kolejna przygoda do kolekcji, nie ma się czym stresować” – pomyślałam.

W trakcie biegu

Ruszyłyśmy! Trochę „porozrzucane”, bo startowałyśmy w różnych blokach czasowych. Sylwia, Ania i Natalka ustawiły się z przodu, ich celem było pobiec w czasie poniżej dwóch godzin. Na trasie towarzyszyła im trenerka Julita Kotecka, która dopingowała je i pomagała trzymać tempo.  Na początku biegłam z Jolą i Justyną, a na trasie dopingowała nas trenerka Iza. Marta zaś biegła ze swoją mamą tuż za nami. Początek był łatwy, pierwsze 5 kilometrów minęło bardzo szybko. Trzymałyśmy dobre tempo aż do 10. kilometra. Wtedy u Joli odezwała się kontuzja kolana. Jola się nie poddawała, adrenalina zrobiła swoje i biegłyśmy dalej. Kolejny kryzys pojawił się tym razem u mnie, po 16. kilometrze. Brakowało sił, jednak żel izotoniczny, który przy sobie miałam oraz rozdawane na trasie pastylki energetyczne pozwoliły mi szybko je odzyskać. Nieoceniony był również doping kibiców. Ich energia, oklaski i głośne okrzyki dodały mi skrzydeł. Niestety do czasu. Pod sam koniec, przy 20. kilometrze zaczęłam słabnąć, miałam nogi „jak z waty” i bałam się, że stracę przytomność. Nie musiałam nic mówić, dziewczyny szybko zareagowały. Chwyciły mnie pod ramiona, podtrzymując żebym nie upadła. Głośno krzyczały: „Już tylko kilometr, dasz radę!” Nie poddałam się, zebrałam siły i biegłam dalej z mroczkami przed oczami. Mijałam innych, którzy zasłabli tuż przed metą i ratownicy medyczni udzielali im pomocy. Bałam się, że ze mną będzie podobnie, jednak doping dziewczyn i kibiców okazał się nieoceniony, podniósł mnie na duchu. Zrozumiałam, że teraz walczę ze swoją głową i wszystko zależy ode mnie – poddać się, czy ukończyć bieg? Wiedziałam, że nie odpuszczę. Nie mogłam zrezygnować i nie ukończyć biegu . Udało się! Dobiegłyśmy na metę, trzymając się wszystkie za ręce i z wielkimi uśmiechami na twarzy. Byłam przeszczęśliwa! Cieszę się, że nie biegłam sama i miałam takie wsparcie.

 

Podsumowanie projektu „Who Said Girls Can’t Race”

Zdecydowanie GIRLS CAN RACE! Wszystkie siedem to udowodniłyśmy, dobiegając do mety.  Satysfakcja, radość, duma, zwycięstwo, spełnienie marzeń – to najlepsze określenia tego, co czułyśmy po ukończeniu biegu. Jednak mam wrażenie, że zarówno, u mnie jak i u dziewczyn nie chodziło o samo pokonanie półmaratonu. Ten projekt dał nam o wiele więcej - możliwość poznania siebie, swoich granic. Ale przede wszystkim dał nam nowe przyjaźnie i głód kolejnych wyzwań.

Więcej o:
Copyright © Agora SA