Kiedy Connie Inglis dwa lata temu trafiła do szpitala, ważyła tyle, co 5-letnie dziecko. Miała tak wyniszczone ciało i tak mało siły, że nie była w stanie samodzielnie się poruszać, karmiono ją rurką, a lekarze przewidywali, że przeżyje jeszcze najwyżej kilka tygodni. Connie postanowiła jednak znaleźć w sobie siłę i niemal w ostatniej chwili zmierzyć się z chorobą. Wygrała.
Dziś dziewczyna ma 23 lata, kilka fałdek na brzuchu, w niczym nie przypomina zagłodzonej wersji siebie z tamtego czasu, poszła na studia, ma kochającego chłopaka. Na Instagramie prowadzi konto, na którym zdaje relacje ze swoich postępów w walce z chorobą. Bo choć wygląda dziś normalnie, nie oznacza to, że jest już zupełnie zdrowa. Ale wierzy, że jej przypadek i historia mogą pomóc innym w walce z anoreksją. Pod jednym z opublikowanych niedawno zdjęć napisała: - Choroba psychiczna jest do bani! Izoluje, przeraża i często nie mamy na nią wpływu. Tak dużo mojego życia rozpadło się z powodu moich problemów ze zdrowiem psychicznym. Straciłam przyjaciół, straciłam ludzi, których kochałam. Straciłam okazje. Straciłam pracę. Straciłam zaufanie najbliższych ludzi - zwierzyła się niedawno swoim followersom.
Jednocześnie zamieszcza masę pozytywnych postów, za sprawą których promuje samoakceptację, miłość i szacunek do swojego ciała: - Czasami najtrudniej jest usiąść z samym sobą i uśmiechnąć się.
Nie obwiniaj się, jeśli nie możesz tego zrobić dzisiaj. Kiedyś się uda. Może nie jutro, a nawet w przyszłym tygodniu. Ale pewnego dnia będziesz mógł spojrzeć w lustro i uśmiechnąć się do twarzy, którą tam widzisz - napisała innym razem.
To rodzaj terapii, który pomaga jej walczyć o zdrowie psychiczne. Connie uświadamia, że jest to walka, którą wciąż toczy, że nie jest łatwa, ale dziewczyna się nie poddaje. Trzymamy za nią kciuki.