Wszystkie dziewczyny na śniadanie jedzą owsiankę, bo przecież ona jest taka zdrowa i pożywna. Ja też należałam do tej grupy, ale niestety po zjedzeniu owsianki nie czułam się tak jakbym chciała. Energia już po godzinie mi spadała, byłam znowu głodna, a kiedy jeszcze czasem zdarzało się mi robić trening rano, to już w ogóle nie było mowy o tym by podczas niego czuć się dobrze. Postanowiłam zrobić lekką zmianę w swojej diecie i jako pierwszy posiłek zjadać białko i tłuszcz czyli tak zwane śniadanie białkowo-tłuszczowe. Nie zrezygnowałam do końca z owsianki, bo ona rzeczywiście jest zdrowa i pożywna, ale dużo lepiej sprawdzi się jako drugie śniadanie. Taka mała zmiana, a różnica jest ogromna. Jestem dłużej nasycona no i waga pomału schodzi w dół.
Moje koleżanki nigdy nie jedzą drugich śniadań i ja też ich nie jadłam, bo wydawało mi się, że to za dużo i nie ma mowy o tym żeby schudnąć jak się aż tyle je. Błąd! Częste posiłki, ale mniejsze są kluczem do sukcesu. Pierwsze śniadanie jest najważniejsze, musi być pożywne, ale też wartościowe. Drugie śniadanie jest równie ważne jak pierwsze i nie możemy o nim zapominać. Także jeżeli wydaje ci się, że przytyjesz, bo jesz dwa śniadania, to uspokajam cię i mówię, że z pewnością tak nie będzie.
Nigdy nie ważyłam tego, co jadłam. Zawsze dodawałam wszystkiego na oko. Błąd! Robiąc tak nigdy nie wiedziałam ile tak naprawdę jem. Co więcej czasami na śniadanie jadłam aż 600 kalorii, a to bardzo dużo patrząc na to, że to pierwszy posiłek, a przede mną cały dzień. Od teraz ważę wszystko i mam nad tym kontrolę.
Jak widać, zmiany, które wprowadziłam w swoim śniadaniu nie są drastyczne, ale znaczące. Niby nic, a jednak. Efekt tego wszystkiego jest taki, że średnio tygodniowo chudnę około 200/300 gram. Brzmi mało, ale patrząc na to, że miesiąc ma 4 tygodnie to z samych zmian w śniadaniu udaje nam się schudnąć ponad 1 kilogram.