Jak zgubić 5 kg, czyli dzień dziewiąty

Ciągle walczę z 5 kilogramami, które niepostrzeżenie zagościły w moim ciele po tym, jak rzuciłam palenie. A właściwe już nie z pięcioma, tylko z 3 kg i 800 gramami. Mniej więcej. Jako osoba, która wróciła na ścieżkę dietetycznej poprawności, mam nadzieję utracić w najbliższym czasie i ten naddatek.

Dołącz do nas na Facebooku

Czasami zdarza mi się mieć w domu bałagan. Często tak się dzieje, gdy wracam z podróży. Nie wiem dlaczego, ale zawsze rozpakowanie walizki i załadowanie jej na pawlacz zajmuje mi średnio dwa tygodnie... Tak też było ostatnio, gdy wróciłam z dziewięciodniowego rejsu do Norwegii. Gdy walizka - już rozpakowana! - stała sobie radośnie na środku salonu, uderzyłam w nią niechcący prawą stopą. Środkowy palec zabolał mnie niemiłosiernie, spuchł w sekundę i przez kilka dni był bardzo obolały. Ale ponieważ mogłam go zginać, chodzić i jeszcze na dodatek biegać, uznałam, że po prostu jest obity.

Zmiany, zmiany, zmiany

I pewnie zapomniałabym o palcu na śmierć, gdyby nie zmiana butów do biegania. Oraz zmiana techniki biegania. Bo przeciętny biegacz, niebiegacz też, stawiając w czasie biegu kolejny krok, stawia stopę w ten sposób, że pięta jako pierwsza dotyka podłoża. Jednak taka technika powoduje obciążenie stawów, złą pracę mięśni, większą eksploatację całej stopy, a co za tym idzie również całej nogi. Postanowiłam więc zacząć biegać naturalnie, czyli po pierwsze w butach bez amortyzacji, a po drugie lądując nie na pięcie, tylko śródstopiu. Bieganie naturalne to też zmiana postawy, która wymaga lekkiego pochylenia sylwetki, ustawienia stopy w tej samej linii co biodra, lądowania właśnie na śródstopiu i na ewentualnym zetknięciu pięty z powierzchnia, po której biegamy, na końcu kroku.

Boli...

Na początku bieganie naturalne nie szło mi zbyt łatwo, jednak nowe buty same wymuszają taką technikę biegu, inaczej jest to po prostu bolesne. I właśnie w momencie, gdy pokonanie 10 km biegiem naturalnym stało się dla mnie całkowicie naturalne, moja stopa, która przeżyła zderzenie z walizką na środku pokoju, odezwała się ze zdwojoną siłą... Palec środkowy ponownie spuchł, boli mnie u nasady i generalnie kuleję. Obawiam się, że skończy się u ortopedy.

We wtorek, zanim dokuśtykałam do pracy, zważyłam się nago. I znowu sukces. W sumie to nudne - pomyślałam... A potem krzyczałam w niebogłosy ze szczęścia tańcząc na jednej nodze i pół drugiej. Otóż okazało się, że mam kolejne 500 gramów mniej! Teraz waga pokazała: 67,2 kg.

W pracy zjadłam śniadanie: kanapkę z tuńczykiem, jajkiem i papryką (280 kcal). Taka porcja właściwie całkowicie mi wystarcza. Czasami mam poczucie pewnego niedosytu, ale dzięki temu czuję się lekko. I doszłam do wniosku, że z ograniczeniem jedzenia jest podobnie jak z rzuceniem palenia. Najciężej jest przez pierwszy tydzień.

Łakomczuch

Poza tym mam też poczucie, że odstępy między jednym posiłkiem a drugim nie są już takie męczące. Gdy wybija 11 - czas na moje drugie śniadanie - właściwie nie czuje głodu. Jednak sałatka grillowana z sosem chrzanowym i migdałami (287 kcal) jest tak niezobowiązująca, a jednocześnie pyszna, że chętnie poprosiłabym o drugą porcję. Myślę, że natury łakomczucha nie pozbędę się do końca życia.

Nie wiem, jak Wy, ale zawsze żyłam w przeświadczeniu, że panierowane potrawy są bardzo tuczące. Bo przecież panierka wchłania tłuszcz, i nie dość, że sama jest kaloryczna, to jeszcze jak gąbka chłonie właśnie bardzo kaloryczny tłuszcz. Przypominam, że 100 gramów oleju ma aż 900 kcal. A tu się okazuje, że pokaźnych rozmiarów kotlet z indyka panierowany w otrębach i sezamie razem z ryżem i surówką z kapusty pekińskiej liczy zaledwie 370 kcal.

Pomysł na deser

W ogóle obalanie mitów o diecie jest całkiem przyjemne. Zawsze żyłam w przekonaniu, że słowo "deser" jest tak naładowane kaloriami, że samo wypowiadanie go może powodować przybieranie na wadze. Tymczasem pokaźny pojemniczek budynio-pianki mleczno-jagodowej to zaledie 180 kcal. Podobnie jak inny wymyślony przeze mnie deser, który składa się z niedużego banana (ok. 150 gramów bez skórki), 50 ml soku wyciśniętego z pomarańczy i łyżeczki miodu (5 gramów). Deser przygotowuje się w pięć minut i jest pyszny. Sok pomarańczowy wlewamy na patelnię i lekko go podgrzewamy. Gdy zacznie bulgotwać i odparowywać dodajemy miód i mieszamy. Następnie kładziemy na patelnię przekrojonego na pół wzdłuż banana i obsmażamy go z obu stron tyle czasu, aż sok połączony z miodem zgęstnieją w syrop. Przekładamy delikatnie banana na talerz, polewamy syropem i pożeramy na ciepło. Taki deser to zaledwie ok. 180 kcal.

Na dobranoc

Ponieważ dzisiaj postanowiłam sobie odpuścić wszelkie ćwiczenia, kolację zjadłam w łóżku z nogą umieszczona wysoko na poduszce. Mała tortilla z nadzieniem mięsno-warzywnym (190 kcal) całkowicie mnie nasyciła. Jednak nie byłabym sobą, gdybym tuż przed snem nie zjadła dwóch kosteczek mlecznej czekolady...

Dietetyczne danie na zawołanie!

Więcej o:
Copyright © Agora SA