Psychodietetyk: "Na drodze do szczupłej sylwetki stoją diety odchudzające"

Dieta polega na zrzuceniu kilogramów, prawda? Wystarczy jeść mniej, zdrowiej, o tych samych porach, żeby schudnąć. Dlaczego więc tylko niewielu z nas udaje się osiągnąć efekt? Może dlatego, że nadwaga jest dziedziczna? Albo dlatego, że w odchudzaniu najważniejsza jest silna wola? Magdalena Jarzębowska, psychodietetyk odpowiada na te pytania.

Magda Derewecka: Po co w odchudzaniu psycholog? Czy można schudnąć na trwałe bez jego pomocy?

Magdalena Jarzębowska : Współprace z psychologiem (psychodietetykiem) polecam wówczas, kiedy zawodzą mechanizmy kontroli i nie jesteśmy w stanie sami sobie z nimi dać rady. To znaczy: mimo naszych usilnych prób i chęci, żeby zrzucić zbędne kilogramy, nie udaje się to, ponieważ nie potrafimy wytrwać, np. w obietnicy nieobjadania się. Wtedy psycholog pomoże przyjrzeć się sytuacji, znaleźć wszystkie czynniki leżące po stronie niepowodzenia oraz zastanowić się, jak z nimi sobie radzić.

Trzeba pamiętać, że z każdą nieudaną próba odchudzania maleją nasze szanse na sukces. Z jednej strony osłabiamy ciało (spowalniamy metabolizm, powodujemy braki na poziomie miko-  i makroelementów), z drugiej - tracimy motywację, która potrzebna jest, aby wytrwać w drodze do celu.

Pisze Pani, że na problem otyłości trzeba patrzeć całościowo, dlatego w swojej praktyce współpracuje Pani ściśle z dietetykami, lekarzami, trenerami. Jak taka współpraca powinna wyglądać?

- Patrzeć na problem całościowo to znaczy pamiętać o tym, że nadwaga lub otyłość mogą mieć wiele przyczyn. Dlatego właśnie popularne diety cud nie sprawdzają się w dłuższej perspektywie (i skutkują efektem jo-jo). Jeśli nie wiemy, co powoduje nasze problemy, walczymy na oślep.

Najpierw powinna nastąpić diagnoza problemu, w której uwzględnia się czynniki biomedyczne (choroby, przyjmowane leki, dziedziczenie itp), środowiskowe (nawyki żywieniowe, styl życia, aktywność fizyczna, wsparcie społeczne), psychologiczne (poczucie wiary w sukces, poczucie własnej wartości, sposoby radzenia sobie ze stresem i emocjami) czy umiejętność samokontroli. Kiedy wiemy, po której stronie leży problem, możemy zabrać się za jego rozwiązywanie. W jednym przypadku najpierw będzie musiał wkroczyć lekarz, jeśli są zaburzenia układu hormonalnego, w innym - pomoże psycholog (np. niskie poczucie wiary w sukces), a dopiero potem dietetyk z planem zmiany nawyków żywieniowych.

Trzeba pamiętać, że im większy wagowy problem, tym więcej czynników składa się na niego. Nie będziemy wytaczać armaty, kiedy mamy do czynienia z pięcioma kilogramami nadwagi. Ale gdy chodzi o 20, już warto.

Czy nadwagę się dziedziczy? Jakie zachowania rodziców i dziadków wpływają na nasze nawyki? Czy przejmujemy je w życiu dorosłym?

- Jeśli ktoś ma otyłych rodziców czy dziadków, to oczywiście jest bardziej narażony na problem otyłości niż osoby, które takiego "bagażu " nie posiadają. Jednak nie jest to czynnik determinujący. Warto myśleć: "Nie muszę być otyła tak jak moja mama, o ile nie będę hołdować nawykom żywieniowym i stylowi życia jak ona". Badania pokazują bowiem, że poza sytuacjami wyjątkowymi problem zbędnych kilogramów, to problem złych nawyków. Dziedziczy się więc przede wszystkim owe nawyki. Co wcale nie jest pocieszające, ponieważ z nawykami bardzo trudno jest walczyć, zwłaszcza jeśli nie wiadomo, skąd się wzięły. Jeśli więc przejęliśmy te nawyki od naszych rodziców, jako dorośli będziemy najprawdopodobniej się nimi kierować. A to dotyczy zarówno kuchni, jak i czynników wpływających na jedzenie, na przykład radzenia sobie w ten sposób ze stresem.

Jedzenie to nie tylko coś, co robimy, żeby zaspokoić głód. Jemy w nagrodę, bo jesteśmy smutni, zestresowani. Kiedy staje się to niebezpieczne? Czy pójście na ciastko z okazji urodzin jest już alarmujące?

- Faktycznie jedzenie pełni wiele różnych funkcji - nie jest to tylko proste zaspokojenie głodu fizjologicznego. Z jedzeniem wiąże się wiele różnych rzeczy w obrębie kultury: jemy, żeby być razem, jemy, żeby przekazać uczucia innym osobom, świętujemy jedząc, smucimy się jedząc itd. Nie ma nic w tym złego (bo przecież jedzenie z różnorodnością smaków jest wspaniałą rzeczą), dopóki nie tracimy nad tym kontroli. I tak zamiast rozwiązywać problemy, to je zajadamy, zamiast wyrażać uczucia, jemy czekoladę, świętowanie zamieniamy w obżarstwo. Przestrzegam jednak również przed drugim końcem problemu, a mianowicie przed tym, że w jedzeniu widzimy wroga i w obawie przed kilogramami próbujemy sprowadzić je do wymiaru fizjologii, ignorując cały kulturowy aspekt.

Najczęściej osoby będące na diecie w ten sposób właśnie myślą o jedzeniu. Moje pacjentki, które chciały schudnąć, zyskiwały dodatkowe kilogramy. Nadmierna kontrola i ograniczenia prowadzą bowiem do rzucania się na jedzenie, żeby odrobić straty. Obowiązuje tutaj zasada złotego środka - jedzenie dla przyjemności, świętowanie, kiedy jest na to czas bez objadania się i tracenia kontroli. A to możliwe, kiedy jesteśmy świadomi siebie, swoich potrzeb i problemów.

Jak wygląda leczenie pacjentów? Od czego się zaczyna pracę z pacjentami?

- Każdego pacjenta leczę inaczej, ponieważ każda historia jest inna. Zawsze zaczynam od jej poznania i dopiero wówczas zastanawiam się, jak mogę, pomóc, na rozwiązywaniu, na jakich problemach powinniśmy się skupić. Wyznaję zasadę, że najważniejsze jest poznanie klienta i jego problemu, więc nie szczędzę na to czasu.

Jeśli chodzi o techniki, to korzystam z dobrodziejstwa psychologii i różnych metod, które niosą za sobą liczne szkoły psychoterapeutyczne. Posiadając wiedzę na temat problemów z jedzeniem oraz bogate doświadczenie w pracy z klientem otyłym, dobieram je w zależności od sytuacji. Najczęściej, kiedy zaczynamy pracować nad zmianą nawyków, klienci dostają zadania (często są to eksperymenty do przeprowadzania w życiu), które maja ułatwić im poznanie siebie oraz przećwiczenie różnych niezbędnych umiejętności.

Co jest najtrudniejsze w procesie odchudzania? Z czym klienci mają największy problem?

- Moim zdaniem najtrudniejsza jest zmiana myślenia. Myślenia o sobie, swoich możliwościach, myślenia o swoim ciele, o tym, co to znaczy sukces (w przypadku odchudzania), o tym czym jest dla nas jedzenie, czym w końcu powinno być "bycie na diecie". Bardzo trudno zmienić te myślowe schematy od których przecież wszystko się zaczyna. Problem z wytrwaniem i z osiągnięciem celu też przecież ma swój początek i koniec w myśleniu. Wola (słaba czy silna) również jest wytworem naszych myśli.

Czy to właśnie silna wola odgrywa dużą rolę w odchudzaniu? Czy można popracować nad słabą wolą?

- Wola to nie odrębny byt, tylko część nas, na którą mamy zdecydowany wpływ. Tylko bardzo często popełniamy błędy, które tą wolę "tłamszą" czy wręcz "zabijają". Także pracować nad wolą jak najbardziej można, ale z głową. Czyli nie nadwyrężać jej, a "odżywiać" dokonując mądrych wyborów, doceniając się, budując poczucie wiary w to, że się uda.

Na pewno im więcej stosujemy diet odchudzających, w szczególności takich, w których nakładamy na siebie liczne ograniczenia, tym wola staje się słabsza.

Czy odchudzanie kobiet i mężczyzn różni się od siebie?

- Z mojego doświadczenia wynika, że się różni. Mężczyźni zorientowani są bardziej na zadanie. Wolą zrzucać kilogramy zwiększając aktywność fizyczną (której częściej nie lubią kobiety), chcą poznać konkrety, które zaprowadzą ich do celu, rzadziej udaje się ich namówić na pracę psychologiczną. Kobiety chętniej szukają psychologicznych przyczyn problemu. Mimo że - jak pokazują badania - zarówno mężczyźni i kobiety borykają się z podobnymi problemami prowadzącymi do otyłości. Co za tym idzie chcą szerzej przypatrzeć się swojej tuszy.

Odpowiedzi udzieliła Magdalena Jarzębowska, psycholog, psychodietetyk, autorka Psychodietetycznego Programu Nowa Lekkość Bytu oraz książki dla kobiet wiecznie odchudzających się "Krótka bajka o odchudzaniu z happy endem"

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.